pamiętam… szorstkie… tuliły…



odkąd pamiętam tu byłeś pachniało ziołami


nad twoją głową pszczoły przyjazne latały


pamiętam dłonie szorstkie jak tuliły


głaskałeś na dobranoc po pleckach małych



woskiem wtedy pachniał dom


wieczornej twej modlitwy słyszałem szept


anioły rozgościły się


bezpieczny Bóg darował sen



dzisiaj w słuchawce słyszę twój słabszy głos


mówisz że bliżej granicy jesteś już blisko


pełen pokory patrzysz za siebie


tyle w życiu niosłeś a jesteś



lekki coraz lżejszy jak ptak


do niebieskiego domu jakbyś już go znał


stół zastawiony jest


i drzwi już tam otwarte są

Lekki jak ptak


muzyka/słowa: mateusz otremba

Oko nie nasyci się patrzeniem…

Mówienie jest wysiłkiem: nie zdoła człowiek wyrazić wszystkiego słowami. Nie nasyci się oko patrzeniem ani ucho napełni słuchaniem.
Koh 1,8


To krótkie zdanie przywołuje u mnie wiele skojarzeń, przypuszczam, że im będę starszy, tym więcej. Ktoś dzisiątki, setki, tysiące lat temu napisał zdanie, a ja dzisiaj z mozołem odkrywam niektóre z jego znaczeń.

Nie zdołam wyrazić wszystkiego słowami. Nawet nie muszę. Nie trzeba. A nawet, czasem, jest to szkodliwe. Patrzysz na swoją przyjaciółkę, chciałbyś coś powiedzieć… Patrzysz, patrzysz chwilę, i widzisz, że ona to już wie. Wystarczy uśmiech, gest. Słowa nie trzeba, słowo – wprost, niewyszukane, niedobrane, nieostrożne – zniszczy coś… Jakby odarło z płatków kwiat po to, aby pokazać jego wnętrze.

Oko nie nasyci się patrzeniem, ucho – nie napełni słuchaniem. Dla Koheleta to powód do nazwania świata wokół „marnością”. A dla mnie – nie skończoną jeszcze piękną fascynacją.

Znów lato. Znów jesień, zima. Znów wiosna. Wydaje mi się, że mógłbym to przeżywać w nieskończoność. Fakt, że jest ciągle tyle rzeczy do poznania sprawia, że każdego dnia kręcę głową z fascynacją i niedowierzaniem – że jeszcze z tylu rzeczy, często prostych, codziennych, nie zdawałem sobie sprawy.

Ioanę, moją żonę, poznaję każdego roku. W tym roku mamy dziesięciolecie. Ona się zmienia, ja się zmieniam. Czasem wracam myślą do naszego pierwszego spotkania, jak do jakiejś bajki. A czasem wydaje mi się nieprawdopodobne, że tak, jak ja ją znałem osiem, pięć, trzy lata temu, mogliśmy jakoś razem żyć. Ale i tak ciągle jeszcze jej nie znam, i nie wiem, czy zdążę…

Chciałbym, żeby stanęło teraz jedno ważne zdanie – otwartym tekstem, bez niedopowiedzeń. Tak rzadko słyszę podobne deklaracje, rzadko spotykam ludzi, którzy chcieliby coś takiego wprost powiedzieć.

Działania mojego życia podejmuję po to, aby poszukiwać pewnej tajemnicy. Szukam Boga.

Nie jestem jakimś bohaterem wiary, zakonnikiem w cywilu, nie jestem ani mędrcem, ani moralistą. Nie jestem ideałem, zdarzały się rzeczy, które chciałbym wymazać z pamięci i z rzeczywistości. Ale jednocześnie czuję, że bez Niego moje życie miałoby niewielki sens. On jest sensem mojego życia, którego poszukuję ciągle. Powstałem po to, aby Go poszukiwać, próbować zrozumieć – poprzez ludzi i zdarzenia, które dzieją się blisko mnie.

Bo w rzeczywistości jest On niedaleko od każdego z nas. Bo w nim żyjemy, poruszamy się i jesteśmy, jak też powiedzieli niektórzy z waszych poetów: Jesteśmy bowiem z Jego rodu.

Dz 17,27-28