Rozpoczynam pracę nad nowym albumem. To znaczy – rozpocząłem już dawno, przymierzając w wyobraźni różne jego części, bardziej zarysowo, ogólnie, bez wyraźnego kształtu.
To będzie album z portretami fotograficznymi. Wczoraj znalazłem katalog ze wstępnymi przymiarkami, które zacząłem robić – sam już nie wiem kiedy. Jest też w tym coś miłego i niezwykłego, że nowa rzecz wyłania się z bezkształtu, nie wiadomo skąd. Tajemnica – elektryzujące słowo. Ja nad nią nie panuję, nie mam pewności, skąd się bierze. Cudowne jest dla mnie przeczucie, że nie do końca ze mnie, że może jestem tylko drobną częścią tego, co powstaje. Że wsłuchuję się w ciszę, niebyt, przestrzeń poza przestrzenią (metaprzestrzeń, określenie konkretniejsze), że jestem tylko przekaźnikiem, wspornikiem linii wysokiego napięcia, jednym słupem, który dźwiga zadanie tu i teraz, a ono trwa od dawna i będzie trwać długo poza mną.
No dobrze, konkretniej – w przypadku albumu trzeba zdecydować o formie – przede wszystkim o formacie (kwadrat, pion, poziom?) i wielkości. Do tego – rodzaj papieru. Mógłbym tworzyć album sam, fizycznie, wtedy np. każda z jego stron mogłaby mieć inną fakturę papieru, zaś sposób szycia, okładki – to wszystko powstawałoby jednostkowo, tylko dla tego egzemplarza. O wiele lepszy wyraz niż album zamówiony w jakiejkolwiek firmie zajmującej się produkcją najróżniejszych albumów.
Ale – pytanie – co chcę powiedzieć tym albumem i do kogo chcę skierować? Odbiorca nie mający bliższego związku z fotografią potrzebuje ogólnie przyjętej formy „eleganckiej”, bo odczuć, że to nie jest zwykły zeszyt. Chcę, żeby ta książka była formą reklamy mojej fotografii, skierowanej do popularnego odbiorcy. Największą wartością będą w niej sfotografowani ludzie. Wybieram zdjęcia z twarzami, na które mogę patrzeć długimi minutami i do których ciągle wracam, bo są dla mnie niezwykłe, wciągające, zagadkowe (tajemnica!). Mam na myśli warstwę psychologiczną, bo ten album będzie opowieścią o człowieku. Ale wiem, że większość odbiorców nie dostrzega tego tak wyraźnie, jeśli w ogóle. Dla nich liczy się „wow”, kolor, gładkość, jakość papieru – biorą za przykład materiały reklamowe. Muszę rzucić im coś na żer, ta warstwa musi być na bardzo dobrym poziomie.
Dziś pojawiło się we mnie pytanie – jaka twarz będzie na okładce. Okładka to silny sygnał – zapowiedź wnętrza a jednocześnie również pewne podsumowanie. W pewnym sensie książka dzieli się na okładkę i resztę – tak ważna jest okładka. Może najważniejszą funkcją okładki jest wzbudzenie chęci jej otwarcia. To fascynujące zadanie, jestem szczęśliwy, że nie muszę zdecydować już, teraz, dziś. Zadałem pytanie i szukam odpowiedzi, przeglądając fotografie. Okładka będzie wyrazem (oby tak było!) mojego odczuwania i myślenia. Jest opowieścią o mnie (tak, trzeba to wziąć na siebie). Podobnie jak zdjęcia np. Tadeusza Rolke, które ostatnie oglądałem w jego dużym albumie – poczułem, że wchodzę do jego wewnętrznego świata i poczułem lekkie zażenowanie, że on się tak bardzo odkrywa.
Ale nie ma wyjścia – bez odkrycia siebie sztuka jest sztuczna, przestaje mieć sens, przestaje być sztuką. A o sztukę jednak mi chodzi, nawet jeśli w celu lekko komercyjnym. „Selfpromotion”.
No to wracam do pracy.

Aleksandra
Ojej, czyżbym właśnie znalazł okładkę…?