Cieplejszy wiatr łagodzi chłody

Łaskawość losu, dobrotliwość przyrody, splot okoliczności niepewnych i nieprzewidzianych – przygnały ciepły wiatr tej nocy. Wiesiek może powie: wiatr to wiatr, co z tego, że ciepły. Niech sobie mówi, a dwie noce wstecz przeszywało nas zimno. Budziliśmy się o świcie i odczytywali na termometrze cztery stopnie. Zaś dziś? Jedenaście? I to świtem! Jeszcze – tak, jeszcze!

Szum wiatru… A gdzie świerszcze…? No niech szumi, lepszy szum, zanim zamieni się w wycie wśród bezlistnych konarów. Jeszcze nie teraz, nie od razu… Szum liści, po odejściu świerszczy, ratuje od rozpaczy. Cisza w ogrodzie nieruchomo zdumiewa, zaraz po końcówce lata. Niepokoi… Jeszcze będzie dla niej miejsce, w grudniu i styczniu.

Nie! Tu – cisza wrześniowa…! „Czegoś brak” myśli przechodzień mijając puste krzaki porzeczek. A maliny jeszcze walczą.

Małpy wszędzie

Do urzędów, banków, przychodni, klubów sportowych, wszędzie, gdzie zawierane są umowy, przychodzą małpy. Małpy nie czytają umów, klauzul, aneksów, tylko podpisują elektronicznym rysikiem to, co podsuwa im na szklanym ekranie elegancko ubrana doradczyni/doradca klienta, siedząca po drugiej stronie biurka.

Jeśli trafi się małpa głupsza niż inne, zacznie czytać podsunięty jej papier i ze zdziwieniem zauważy, że nie bardzo rozumie, co jest na nim napisane. Jeśli małpa będzie jeszcze głupsza, zada pytanie eleganckiemu doradcy klienta. Wtedy okaże się, że z drugiej strony biurka też siedzi małpa, która odpowie: nie ja zapisywałem ten papier. Co więcej, wezwany na pomoc dyrektor placówki również będzie co najwyżej szympansem*.

Jesteśmy skazani na bycie małpami w dżungli paragrafów. Ci, którzy próbują zejść na ziemię, szybko wypadają poza obieg. Jeśli próbują zrozumieć to, co im się podsuwa, zadają pytania, mają odwagę zauważyć, że nie rozumieją – mogą oczywiście zrezygnować z usług.

* szympansy są uważane za najbardziej inteligentne spośród małp

To, co umiesz, to jest twoje

Szanuj to, nie rozdawaj byle komu, za bezcen

Przeglądam internet w poszukiwaniu filmów, piosenek, koncertów „na topie”. Warto wiedzieć, co teraz ludzi przyciąga. Przyglądam się tym materiałom. Prezentują wysoką jakość, ale przeważnie – nie najwyższą, nawet jeśli zostały zrealizowane przez profesjonalistów. Tak bardzo niewiele jest doskonałych rzeczy, choć są bardzo dobre i wiele można się z nich nauczyć.

Trafiam na ładne zdjęcie słodkiej nastolatki. Jest mega zgrabna, oczywiście seksownie ubrana (ale bez przesady), i przyjęła typową, sztampową postawę, która przy jej figurze gwarantuje sukces (czyli super zdjęcie). Myślę, że wszystko jest OK, ale coś nie daje mi spokoju. W pewnym momencie mój wzrok dociera do… I tego nie napiszę, choć to najzwyklejszy element prawie każdego zdjęcia. Spojrzenie w to miejsce to test, którego nauczyłem się od świetnego, choć mało znanego fotografa, który nota bene już nie fotografuje. Patrzę w to jedno miejsce i przeczucie potwierdza się – fotograf który pstryknął tę fotkę, fotoedytor, który wybrał to zdjęcie, redaktor, który je zatwierdził – nie znają pewnej tajemnicy.

Patrzenie i widzenie to bardzo trudne rzeczy. Wydają się łatwe i oczywiste, bo niby widać to, co widać. To kompletna nieprawda, co zresztą potwierdzają ciągle rozwijające się badania psychologiczne. Najtrudniej zobaczyć coś co jest wprost przed oczyma – to widzi się dopiero po latach, dziesiątkach lat patrzenia, myślenia, kojarzenia faktów, przeczuwania, empatii, chęci zrozumienia, pytań, które nie dawały spokoju.

Mniej więcej wiem, co wiem, i już nie tak łatwo wcisnąć mi kit. Przepraszam, że tak się wymądrzam, ale od czasu do czasu – niech każdy zrobi rachunek swojego doświadczenia i niech doceni to, czego rzeczywiście nauczył się przez lata.

Po co, po co…

Życie stało się tak szybkie…
Zaczynając wymawiać jakieś zdanie mamy przekonanie o jego słuszności, celności. Możemy być nawet z niego dumni.
Kończąc je już przeczuwamy, że stało się nieprecyzyjne i nieaktualne.
Cóż dopiero – zanotować takie zdanie,
A wydrukować…? Po co…?

Hipoglikemia a upojenie alkoholowe

Efekt hipoglikemii podobny jest do skutków upojenia alkoholowego. Polega na zawężeniu pola widzenia, utracie poczucia równowagi, wrażenie bezsiły, dezorientacji. Wspólne są również efekty afektywne – nadmierna wesołość lub przeciwnie, stan depresyjny, zwolnienie lub przyspieszenie myśli, słowotok lub afazja, rzadziej stupor. Ogólnie rzecz biorąc, w obu przypadkach, chodzi o proces prowadzący w końcowym stadium do utraty świadomości.

Można zadać pytanie, czy hipoglikemii nie można by traktować zamiennie w stosunku do upicia się. Sens takiej zamiany byłby określony m.in. oceną, który z tych dwóch stanów byłby mniej szkodliwy dla zdrowia. Wydaje się, że hipoglikemia nie ma aspektu uzależniającego, w odróżnieniu do alkoholu. Natomiast w obu przypadkach, w stanie krańcowym, mogą pojawić się drgawki.

Podobieństwo obu przypadków przejawia się również w utracie pamięci. Jest ono chwilowe, konkretnie – trwa kilka godzin, z tym, że w razie spadku cukru i utraty świadomości, amnezja ma charakter głębszy, o dłuższym okresie remisji.

W obu przypadkach pacjent doznaje uczucia oderwania od otoczenia (w różnym stopniu), co w okresach o dużym nasileniu aktywności umysłowej może być odczuwane jako odprężenie, uspokojenie, ulga. W przypadku blokady mięśni i drgawek, następuje po nim okres zwiotczenia, przynoszący relaksację na poziomie czysto fizycznym. Nawet, jeśli okupiona jest ona bólem.

Pacjent, po przejściu epizodu, znajduje się często w stanie katharsis, rekompensując poczucie winy żarliwymi postanowieniami, że „już nigdy więcej”. Okres rekonwalescencji może trwać od pięciu dni do miesiąca. Z przypadku hipoglikemii – nawet do trzech miesięcy.

Jeśli zastanawiasz się, czy nie spróbować hipoglikemii, poszukaj w swojej okolicy diabetyka stosującego insulinę. Od udzieli odpowiednich wskazówek.*

* Autor bloga nie bierze odpowiedzialności za poczynania czytelników

abstract

Zostawić i….. (nierozważnego) (w spokoju)

Antek miał uporczywy zwyczaj prostowania każdej głupoty, którą zauważył. To musiała być obsesja. Antek rzucał zajęcie, którym się zajmował, choćby było najbardziej słuszne, najważniejsze, nieodzowne, konieczne, do wykonania tu i teraz, aby wymyślać najróżniejsze sposoby udowodnienia autorowi głupiej sentencji, że jest głupia.

Przy czym Antkowi mało było stwierdzić głupotę, a nawet objaśnić ją wszystkim wokół, jakiej ignorancji byli świadkami, Antek chciał przekonać głupca o jego głupocie. Żeby ten się przyznał, po prostu.

Rzecz to nierozważna, ryzykowna, wreszcie: karkołomna. Tautologia, sprzeczność, nierozwikłane przeciwieństwo wewnętrzne. Bo głupiec, który wie o swojej głupocie, nie jest głupcem. Antek obsesyjnie podejmował się rzeczy niemożliwych, które również nie mogły przynieść chwały, prestiżu, awansu ani nawet pieniędzy.

Jest jeszcze jedno wyjaśnienie – że Antek sam był głupcem. Może po prostu paranoikiem. Może dręczyły go natręctwa, osobliwe, bo ideologiczne.

Windows 10 Pro nie professional

Piszę dla tych, co pracują na komputerach.

W nocy przez godzinę próbowałem rozwiązać problem z kompresowaniem filmu. Nagle program Adobe Media Encoder przestał widzieć kartę graficzną, która wspomaga proces kompresji. Wskutek tego czas kompresji wydłużył się około dziesięciokrotnie.

Dziesięć razy dłużej – to fatalnie. Zwłaszcza, że komputer, na którym pracuję, jest naprawdę szybki, a karta pamięci – potężna w swojej mocy obliczeniowej.

Nie pomagał restart komputera, potem – odinstalowywanie, instalowanie ponowne programu. Kolejny restart i nic. Zbliżała się druga w nocy, gdy wyłączyłem komputer, wyciągnąłem wtyczkę z sieci i poszedłem spać. Spodziewałem się, że będę musiał sięgnąć do Rejestru systemu, że coś tam się wykasowało, zablokowało.

Rano uruchamiam sprzęt i – działa.

Nie podejrzewam o problemy sam komputer. To świetna, markowa maszyna o dobranych komponentach, dwóch procesorach Intela, ogromnej pamięci RAM i dyskach SSD. Za tą awarią, podobnie jak za wieloma innymi, które pojawiają się co chwila, stoi, wg moich obserwacji, system Windows 10 Pro, nieprzewidywalny twór, który nie został przemyślany i dopracowany.

Nawet teraz, gdy piszę ten tekst, ikony na pulpicie pojawiają się i znikają, pasek zadań co jakiś czas mruga. Dlaczego? Od kilku dni nie mogę zainstalować aktualizacji, ponieważ Windows domaga się odinstalowania świetnego programu antywirusowego Symantec Endpoint Protection, którego subskrypcję mam wykupioną na kolejny rok.  W codziennej pracy proste polecenia systemowe, jak wyświetlenie zawartości katalogu, ciągną się czasem całymi sekundami. Problemy z niemożnością odłączenia pamięci masowych podłączonych przez USB. Czasem pomaga jedynie restart systemu (!)

Walczę z systemem Windows 10 Pro. A moja praca polega na obróbce zdjęć, montażu filmów, tworzeniu animacji, a nie na zgłębianiu zagadek, dlaczego coś dziś przestało działać…

Kocie katharsis

Antek wraca z pracy do domu. Jest już ciemno. Zanim dotrze do wejściowych drzwi, szuka w torbie kluczy, zawsze w tym miejscu, w którym czujnik ruchu dostrzega go i zapala światło. Wtedy spod nóg Antka czmycha kot. Kot jest na zewnątrz, kota ktoś wypuścił z domu, kot udaje się na polowanie, albo właśnie poluje, może kot akurat wraca z polowania. Przez otwierane drzwi kot wpada pierwszy do domu i biegnie do kuchni, zanim Antek zdąży zdjąć kurtkę i buty, powiesić na wieszaku, umyć ręce, pójść do wc. Gdy wchodzi do kuchni i zapala światło kot już czeka przed szafką, wie dlaczego. Antek chce usiąść na chwilę, zanim nastawi wodę na herbatę, zanim wyciągnie chleb i coś do chleba z lodówki. Antek chce odsapnąć, kot patrzy źrenicami, które zdają się rozszerzać. To dla Antka proste, podejść do szafki, wyciągnąć opakowanie i wycisnąć połowę do miseczki. Ale dlaczego kot ma być pierwszy, co kot robił przez cały dzień, czy kot pracował, czy się o coś starał, czy walczył, negocjował, działał twórczo? Czy kot zasłużył, mówiąc krótko i konkretnie.

Antek wstaje, wyciąga torebkę i wyciska zawartość do miseczki. Kot przyklęka i połyka karmę, bezbronny, potem wyciąga się na dywanie i leży. Czeka. Nie, na nic nie czeka. Odpoczywa. Nie odpoczywa, bo jest wypoczęty. Po prostu leży. Może u kota to część pracy. Jakby pracy. Może u kota praca i wypoczynek są tym samym, praca jest przyjemnością, a wypoczynek obowiązkiem, przed którym kot nie zamierza uciekać.

Słowem, kot nie ma pojęcia, że pracuje, ale czy wie, że wypoczywa? Jaka rozkosz z leżenia, gdy brak świadomości, że leżenie jest tak cenne, czy w takim razie rzeczywiście praca, polegiwanie, przyjemność, obowiązek, określenia te nie znaczą tego samego, czyli niczego? Kot patrzy, źrenice nie mogą być większe, lecz unika wzroku Antka. Sprytny. Skandal! Że kotu wszystko jedno, a ciągle robi swoje. Nie musi sięgać po chleb i coś do chleba, dostaje w miseczce. Czasem tylko siada przed szafką. Czasem zamiałczy. To wszystko.

Antek wstaje ciężko z krzesła, i opada z rezygnacją. Nastawić wodę na herbatę, wyjąć chleb, a z lodówki coś do chleba. O ile ktoś zrobił zakupy. Nie ma kogo spytać, wszyscy śpią. Może i położyć się z pustym żołądkiem, ponoć to zdrowo, a pomyśleć można, że przynajmniej kot najedzony, wylizuje teraz lewą łapę, za chwilę przymyka oczy, na dywaniku, pod lustrem.

Opowieści na dobranoc

Włączy film o Drugiej Wojnie Światowej. Ta myśl trzymała Mariusza przy życiu, w dobrym nastroju. Choć była już szesnasta, to piętrzył się jeszcze przed nim stos zadań i wiedział, że z pracy nie wyjdzie przed dwudziestą pierwszą. Ale potem, w domu, w łóżku, tuż przed snem – nadejdzie chwila odprężenia.

Na youtube znalazł Mariusz całą serię filmów pt. World War II in color. Tylko prawdziwe ujęcia, nakręcone w tamtym czasie, na które teraz, komputerowo, nałożono kolor. Hitler w kolorze wygląda jednak inaczej, bardziej prawdziwie i wstrząsająco. Zwłaszcza kiedy przemawia stojąc ponad niezliczonym tłumem. A jest właśnie szczyt kryzysu, jedna trzecia Niemców straciła pracę, ludzie śpią na ulicach, szaleje inflacja. Czerwone sztandary ze swastykami, eleganckie mundury, ład, porządek, szyk, potęga, wszystko to, czego brakowało ludziom. Za chwilę pojawią się monstrualne krążowniki i pancerniki, i okręty podwodne które będą postrachem Atlantyku i prawie rzucą Anglię na kolana.

Albo ten film o próbie atomowej na atolu Bikini. Z planowanych trzech wybuchów nuklearnych zrealizowano dwa. Skażenie wody i otoczenia stało się katastrofą, z którą nie umiano sobie poradzić. Jakiś amerykański biznesmen wykorzystał słowo „bikini” do nazwy nowego stroju kąpielowego, bo wywoływał „piorunujące wrażenie”.

Mariusz przypomina sobie film o najeździe hitlerowców na Związek Radziecki. Stalin do końca nie wierzył, że to się stanie. Kilka lat wcześniej wysłał własną, doświadczoną kadrę oficerską, do gułagów. Jej miejsce zajęli młodziki, którzy nie wiedzieli, co to walka. Gdyby nie jesienne deszcze i błota, a potem sroga rosyjska zima, Niemcy zdobyliby Moskwę.

Jest godzina siedemnasta i Mariusz jedzie tramwajem na ostatnie zakupy. Potem musi zrobić zestawienie faktur, ułożyć je według zamówień i zapotrzebowań, sprawdzić artykuły i podpisy, przygotować papiery na jutro, do księgowości. Zamyśla się i widzi w wyobraźni, jak Amerykanie lądują w Normandii, podczas Operacji Overlord. Hitler spodziewał się inwazji pod Calais, ale Alianci nie dali mu tej satysfakcji. Zresztą zmylili go, bo nawet przez radio posyłali fałszywe meldunki, że niby tam będą uderzać.

Jeszcze tylko trzy godziny, myśli Mariusz. Znajomy Michał, który jest psychologiem, przestrzegał Mariusza przed oglądaniem takich opowieści przed snem. Ale trudno mu się powstrzymać. Zresztą oglądał już filmy o kosmosie, fizyce kwantowej i geograficzne. Fajne były, ale nie robiły takiego wrażenia. Może jeszcze te o Trójkącie Bermudzkim albo UFO, tylko że ich jest mało i często są po prostu dziecinne. Wrócił więc do tych z Hitlerem i Stalinem.