Babcia siedziała na ganku. Był upalny dzień. Lato. Chodziła z trudnością, a z ganku na podwórko było pięć schodków. W zbiorze slajdów mam jeden, na którym babcia i dziadek schodzą na podwórko z walizkami, a tam czeka na nich ciemnoniebieski fiat 125p. To ojciec miał ich zawieźć na stację kolejową, jechali na wczasy. Teraz wiem, że to był ich ostatni samodzielny wyjazd.
Zastanawiam się co myśli i jak czuje się człowiek, który wie, że lepiej już nie będzie. Jak mierzy się z myślą, że będzie tylko gorzej. Podejrzewam, że sam, wewnętrznie, nocami, zmaga się bez romantyzmu.
Z ganku widać było sąsiednie podwórka, gdyż od naszego oddzielała jest druciana siatka. Wtedy wszystkie ogrodzenia były z takiej siatki, mało kogo stać było na ekstrawagancję czegoś innego, zresztą nawet nie wiedzieliśmy, co to ekstrawagancja, a jeśli podejrzewaliśmy, to z myślą, że nas na nią nie stać. A gdyby było stać, to i tak postawilibyśmy siatkę, bo mieć albo zrobić coś innego niż wszyscy, to był obciach. Co jeszcze ciekawe, to były czasy, kiedy ze wszystkimi sąsiadami byliśmy spokrewnieni.
A jednak podwórko sąsiada z północy, ta jego dalsza, północna granica, nie była wyznaczona siatką. Tylko białym murem z wapiennych kamieni. Babcia mogła go widzieć ze swojego stanowiska na ganku. Czasem, rzadko, potrząsała głową w tamtą stronę i z dobitnym spokojem komunikowała: „chciałabym już tam być”. Czułem się zobowiązany zaprzeczać i bagatelizować jej myśl. Ale dziś pamiętam moje wewnętrzne uczucie, że nie mam prawa, mocy, by naprawdę jej zaprzeczać. Nie tylko dlatego, że brakowało mi konkretnych słów, argumentów. Też dlatego, że ona najprawdopodobniej wie, albo czuje coś, co ją upoważnia do takiego stwierdzenia, życzenia. A ja o tym czymś nie mam pojęcia. I znowu bagatelizowałem, ten ostatni raz, gdy wyjeżdżała z podwórka samochodem jako pasażer, i przez otwarte okno mówiła: już tu nie wrócę.
Co jakiś czas, co kilka lat, powracają mi jej słowa. Badacz, eksplorator, nie może pozostawić, porzucić kwestii niewyjaśnionej. Nawet, jeśli przeważnie udaje mu się traktować ją z obojętnością. Za każdym jej powrotem mam wrażenie, że jestem coraz bliżej zrozumienia mojej babci. Ostatnim razem było to w momencie, kiedy zobaczyłem właśnie ten widok:
Pomyślałem, poczułem, że wśród tych pól mógłbym zostać i nie byłoby mi żal. Że, powoli, zaczynam nie chcieć…
Za podwórkiem sąsiada z północy, za murem z białych kamieni, jest cmentarz.