Bezkompromisowo, jeśli już coś tworzyć. Tworzyć – to słowo wydaje się wielkie, niesie nadzieję, powstrzymuje oddech. Czy słusznie… Czy nie jest to nadzieja mamiąca nas wizją wzniesienia się gdzieś, wolności… Jak długa jest droga do uczciwości i szczerości, bez której nic z twórczości, a jeszcze dłuższa droga – do piękna.
Od kilku dni słyszę wszędzie to, czego możecie posłuchać tutaj. Gdy tego słucham – od razu dziesiątki skojarzeń. Na przykład że muzyka jest matematyką, że część z tego utworu ogarniam, a części – zupełnie nie ogarniam. Że jak to możliwe, że w głosie, w którym wyczuwa się ogromną wewnętrzną siłę i który tylko czeka, aby wybuchnąć, jest tyle delikatności i subtelności, i że on właśnie czeka, przygaszony i przyczajony, na tę rzadką chwilę, tak jak się czeka latami na wyjątkowy moment. Że przecież ona śpiewa tę samą melodię w kółko, melodię, która powtarza się w tysiącach piosenek, a jednocześnie – ten utwór i to wykonanie – jest jedno jedyne. Skojarzenia z czasem, który nigdy nie powraca, w którym każdy ułamek sekundy śpiewanego utworu błyskawicznie odchodzi w przeszłość, a jednocześnie ona-człowiek istnieje tak silnie w każdej teraźniejszej sekundzie, sylabie, dźwięku. I że nie jest to nagranie wycyzelowane w studiu, że może można by tam zagrać i zaśpiewać lepiej.
Żadne z tych skojarzeń nie wyjaśnia wiele, a już z pewnością wszystkie razem – nie pozwalają na stworzenie schematu, według którego można stworzyć ponownie coś podobnego.
Nie miałem pojęcia, dlaczego muzyka jest jak życie. Biję się w piersi przed własną ignorancją, która chyba zmniejszyła się o tyle, że czasem jestem w stanie ją dostrzec. I jak to możliwe, że miesiące i lata emocji, palących i poniewierających człowiekiem, można zawrzeć w kilkuminutowym utworze.