Stefan rzadko czytał ciekawe książki. Nie dlatego, że był literackim ignorantem, ale chyba dlatego, że nie pozostawiały go w spokoju. A Stefan był zbyt wyczerpany codziennością, by serwować sobie niepokój, po pracy, wieczorem, przed snem. Lecz prawdziwszy powód niechęci brał się z aspiracji Stefana. Sam chciał pisać książki i myślał, że jest w stanie pisać je całkiem niezłe, jeśli tylko znalazłby więcej czasu. Czytając dobrą lekturę zdawał sobie jednak sprawę, że inni pisarze są lepsi od niego, co wprowadzało go w niemiły nastrój. Bolało. Dlatego Stefan sięgał po bzdurki, przerzucał je po kilka stron przy różnych okazjach – śniadaniu, w kolejce do dentysty, na przystanku. Znajdował przy tym niedoskonałości stylu, banał fabuły, ubóstwo słownictwa. I myślał, że sam potrafiłby lepiej.