Czyste, nieskażone piękno

Żaby zachować w sobie wspomnienie czystego, nieskażonego piękna, przeczytam książkę tylko raz. Tylko raz posłucham utworu muzycznego. Przyjdę na spektakl tylko raz.

No może dwa razy – to się udaje, gdy dzieło jest naprawdę niezłe. Gdy jest dobre albo bardzo dobre, można sobie pozwolić na trzy.

Co innego, kiedy chcę się czegoś nauczyć. Wtedy czytam, słucham, oglądam wiele razy. Aż zaczynam dostrzegać szwy. Tak, jak w świetnie skrojonym i uszytym garniturze.

Kiedy zaczynam dostrzegać, jak to jest zrobione, przeważnie przestaje już być piękne. Jak kiedy idę ulicą i z daleka, naprzeciwko, widzę fantastyczną twarz. Ale kiedy się z nią mijam, gładkość, kolory i linie ust, brwi, okazują się zrobione.

Okazuje się, że Chick Corea wcale nie gra tak idealnie. Że się powtarza, że ma swoje zapchajdziury, że czasem się waha, dźwięki brzmią nierówno. Znika wrażenie o ideale, ale pojawia się wiedza – jak to jest zrobione.

Może genialne dzieło polega na tym, że nie traci czaru, nawet po nicowaniu?

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *