Spektakl skończył się o 21:40. Wyłączyłem wzmacniacze, potem stół mikserski, wreszcie zasilanie w realizatorce. Zamknąłem drzwi i zszedłem po schodach do mojego pokoju. Usiadłem przy komputerze, przy montażu filmu.
Po chwili podniosłem głowę i spojrzałem na zegarek. Była 22:00. Czterdzieści minut zginęło. Nie! Te czterdzieści minut mojej bezgranicznej uwagi strawiłem na wpatrywanie się w ujęcia, wsłuchiwanie w słowa i melodie, w rozważania, gdzie przeciąć, czy tu, czy pół sekundy dalej.
Takie zapomnienie się jest piękne, lecz okropnie drenuje mózg. Wstaję, i nie wiem, gdzie jestem. Wczoraj, w podobnym momencie, kolega z pracy powiedział przez uchylone drzwi „cześć Piotrze”. Wystraszył mnie, podskoczyłem, a kiedy zaczął robić sobie głupie żarty, miałem ochotę rozerwać coś na strzępy.
Nie tylko drenuje mózg, ale fatalnie wpływa na ciało – mięśnie, stawy, pewnie też układ krwionośny. A oddechowy? Przestaję przecież oddychać, sam nie wiem, czy zapominam, czy blokuję. Podnoszę się z klęcznika (używam go na zmianę z krzesłem), przechodzę kilka kroków, żeby się rozruszać. W drzwiach zamontowałem drążek do podciągania się i rozciągania kręgosłupa. Po kilku dniach pracy w bezruchu moja fizyczność jest do niczego. Zresztą psychika również. Mięśnie domagają się ruchu („my też chcemy coś robić!), a skoro nie robią nic, to w jakiś sposób mszczą się na mózgu. Podejrzewam, że wysyłają mu jakieś jady, zatruwają, zazdrosne. Koniec końców – mózg też przestaje pracować, pozostaje wąski tunel, w którym światła jest coraz mniej, a dalej – ciemna otchłań, z której można wyjść tylko z bólem.
Pisanie tekstów, montowanie filmów, to niekończąca się huśtawka między światami. Jeden to ten nasz wspólny, ludzki, codzienny. Drugi to świat wyobraźni, który jest fascynujący, ale którego jednocześnie się boję, bo ma jakąś potworną siłę. Przeczuwam, że siła ta dysponuje walcem i czeka tylko, żeby po mnie przejechać, nie mrużąc oka. Czy warto mieć z nią do czynienia…? Odpowiedź nie jest oczywista. W sumie, po co mi to…?
Przypomniałem sobie coś:
O pokusie
Ilekroć zwątpisz w swoją pracę, ilekroć skusi cię zmęczenie, mdłości, dręczące uczucie utraty celu! – samooskarżenie, ze to tylko próżność, mroczne pożądanie, że lepiej byłoby porzucić to wszystko, doprowadzić do końca jedynie działania najkonieczniejsze i samozachowawcze, a więc: czytać i żyć; żyć bez znaczenia i przeminąć bez śladu – wiedz, że to najcięższa pokusa, jaką ci podsunie życie. Wówczas musisz być silniejszy niż prawdziwi bohaterowie, kiedy stoją oko w oko z niewykonalnym zadaniem. Wiedz, że do wszystkiego masz chyba większe prawo, aniżeli uciec przed pracą, jaką los wybrał dla ciebie.
Sandor Marai, „Księga ziół”, Czytelnik, Warszawa 2009, str. 123
dzięki margaret.ta
Tak więc… Trzeba dorobić napisy początkowe i końcowe. Nie pomylić się w obsadzie. Dodać loga sponsorów…