Padam na twarz. To efekt braku higieny psychicznej. Wczorajsze zmagania techniczne z filmem podłamały mnie. Mój laptop ma zbyt nowy system operacyjny, jak się okazuje, i starszy program do edycji wideo nie zawsze chce z nim współpracować. Nie miałem pojęcia, że tak może się zdarzyć. Lecz otrzymując kilkakrotnie komunikat „General Error” zaglądnąłem do internetu. Okazało się, ku mojemu zdołowaniu, że system Mavericks nie musi obsługiwać programu Final Cut Pro 7. To moja wina, zresztą zawsze jest wina użytkownika. Bo nie doczytałem wszystkiego, kiedy uaktualniałem system Mountain Lion do systemu Mavericks. Lepiej było go nie uaktualniać, w mojej sytuacji.
Eksport filmu trwał około godziny, po czym program zawieszał się. Było to wieczorem, a według umowy miałem oddać film do północy. Piękna perspektywa, prawda? Tak więc po okresie montażu, kreatywnego myślenia – co z czym połączyć, co wyrzucić, co zostawić – na koniec – gehenna techniczna. Na granicy wytrzymałości psychicznej – dochodzenie – co może być przyczyną problemu, jak go ominąć…?
W takich momentach dobrze rozumiem, dlaczego reżyser nie powinien zajmować się techniczną stroną przedsięwzięcia. Kiedy pracowałem np. przy nagraniach dźwiękowych, do moich zadań należało zestawienie sprzętu i uruchomienie tak, by wszystko działało. To już wystarczająco dużo pracy dla jednego człowieka. Kiedy myślisz o koncepcji, abstrakcji, formie, atmosferze, przepływie emocji, to chcesz, żeby technika była ci posłuszna. Inaczej – zapomnij o twórczości. Ja tym razem nie mam tego komfortu.
W końcu udało się coś wyeksportować, i choć materiał jest jeszcze do poprawy, to załączam go tutaj.