„Zbrodnia i kara”

Oburzyłem się. Czytając recenzję spektaklu, przy którym pracowałem, pomyślałem, że krytykiem teatralnym może być każdy, kto zgromadzi odpowiednią ilość odpowiedniego słownictwa. A fakt, że nie wysilił się, aby zgłębić przedmiot swojej krytyki upoważnia go do plecenia pseudouczonych andron.

Chodzi o krytykę zamieszczoną tutaj, napisaną przez Panią Monikę Kwaśniewską, a umieszczoną na portalu e-teatr.pl. Zanim przytoczę tekst mojej odpowiedzi chciałbym zaznaczyć, że jako człowiek emocjonalnie związany ze spektaklami, przy których jest mi dane pracować, wiele razy chyliłem czoło przed krytycznymi opiniami recenzentów. Wiem, że nie mogę być obiektywny, szczególnie dlatego, że uczestniczę w ogromnym wysiłku aktorskim, reżyserskim, nie mówiąc o pozostałej części zespołu. Ale są pewne granice, nawet przyzwoitości, które krytyk przekracza swoim niedbalstwem i intelektualnym lenistwem wręcz. Pozostaje wtedy tylko czysta krytyka, krytyka sama w sobie, poszukująca w sobie uzasadnienia, a obiekt krytyki ma służyć lepszemu lub gorszemu popisowi erudycji. Zatem oto moja odpowiedź:

Jak odrobić zadanie domowe z krytyki sztuki teatralnej

Co zrobić, kiedy jest się krytykiem i pisze się krytykę sztuki,
której się nie zrozumiało? Krytyk ma dwa wyjścia – albo nie pisać
krytyki, albo nie zostawić na spektaklu suchej nitki. Ponieważ
przyznanie się do niewiedzy nie wchodzi u krytyka w grę, podobnie jak
pierwsze rozwiązanie (z różnych względów, przeważnie przyziemnych),
pozostaje więc wyjście drugie.

I tym torem poszła Pani Monika Kwaśniewska. To, że spektakl był dla
niej nudny, nie pozostawia żadnej wątpliwości. Jednak przyczyny nudy
mogą być bardzo różne. Poza beznadziejnym spektaklem może być to zwykły
rozstrój żołądka krytyka w trakcie spektaklu, jak również
nieumiejętność, niechęć, brak wyobraźni lub zwykła zdawkowość w
poszukiwaniu materii, którą tkał reżyser.

Pani Monika uporczywie poszukuje źródeł swojej nudy, dając przy tym
wyraz swoim wyobrażeniom na temat fabuły. Na scenie nie ma momentu
zbrodni, i "w ten sposób zbrodnia odarta zostaje ze swojego
ideologicznego podłoża". Dość śmiałe stwierdzenie. Konsekwencją nie
pokazania zbrodni jest również to, że "postaci pozbawione motywów
postępowania stały się puste". Proste, łopatologiczna dedukcja. "Nie ma
też kary" – pisze autorka recenzji. Cóż, pewne rodzaje kary dostrzega
się posiadając pewną subtelność, oraz pewien bagaż doświadczeń, głównie
życiowych.

"Może dlatego, że między początkiem a finałem nic się nie dzieje?"
Pani Monika nie wnika w to, DLACZEGO jej zdaniem nic się nie dzieje.
Nie probuje dociec, że coś jest tu nie tak, skoro cała główna część
przedstawienia, wyreżyserowanego przecież nie przez debiutanta, sprawia
dla niej wrażenie pustego, nie zawierającego nic, przegadanego,
nudnego. Przepraszam za porównanie, ale pięciolatkowi nudne wydają się
"Cztery pory roku" Vivaldiego, ale już trochę mniej nudna IX Symfonia
Beethovena, bo przynajmniej początek jest dla niego rozpoznawalny.
Niestety, na czymś podobnym opiera się moje wrażenie zupełnego
niezrozumienia spektaklu przez Panią Monikę.

"Ewolucja głównego bohatera nie zachodzi, a decyzja o przyznaniu się
do winy jest w sumie nieistotna i nie ma żadnych konsekwencji." Pani
Monika zauważyła coś, jednak znów nie wnika w przyczyny rozpoznanego
przez nią stanu rzeczy. Przykładając swoje obserwacje do wyuczonego
schematu "ewolucji bohaterów", "fabuły", "uwspółcześnienia tekstu",
poszukuje wyuczonego przez siebie szablonu spektaklu teatralnego. Nie
znajdując go, pisze "w tym spektaklu nie pozostało nic prócz gadania".

Na koniec mały szczegół. Pani Monika zauważa, że reżyser "uciekł
komponować muzykę". Może zbyt szybkie zaznajamianie się z materiałami i
samym spektaklem przeszkodziło jej w zauważeniu, że reżyser nie
komponował muzyki. Ale aby zaważyć ten, i nie tylko ten szczegół,
trzeba trochę bardziej przyłożyć się do odrabiania zadań domowych z
krytyki.

Nie chcę wykazać, że "Zbrodnia i kara" w Teatrze Bagatela to sztuka
genialna, nie mająca żadnych wad. Jednak chcę zaprotestować przeciwko
prawie zupełnym jej potępieniu. Sugeruje ono raczej bezradność (może
już nie: ignorancję) recenzentki niż rzeczywistą znajomość rzeczy. To
potępienie wpisuje się również w nasz regionalny styl totalnej krytyki
tego, czego się nie rozumie.

Na wstępie napisałem, że krytyk nie może przyznać się do niewiedzy.
A jednak czyni to Pani Monika, w słowach "wracając jeszcze do
deklarowanego <>. Trudno
powiedzieć na czym miało ono polegać". Powraca więc nadzieja, że "Nową
Siłę Krytyczną" stać na odrobinę autorefleksji, i że "nowa" stanie się
z czasem "doświadczona" i "wyważona", wnosząc coś rzeczywiście nowego.

Fiodor Dostojewski, Zbrodnia i kara, adaptacja i reżyseria Waldemar Śmigasiewicz, Teatr Bagatela.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *