Muszę znów uczyć się robienia niewielu zdjęć. Ale nigdy nie pstrykałem bez zastanowienia. Jednak zmiana aparatu z lustrzanki na bezlusterkowiec wywołała pewną dezorientację. Przestałem trafiać w momenty, które chciałem sfotografować. Fotografując bezlusterkowcem zacząłem się spóźniać o ułamek sekundy.
Kolega podpowiedział mi, że przyczyną jest pewnie opóźnienie obrazu w wizjerze. Rzeczywiście – w lustrzance widzę obraz bez opóźnienia, ale wizjer elektroniczny tworzy obraz z impulsów, które nadchodzą z matrycy.
Wiedziałem, że nauczę się kiedyś wyczuwać to opóźnienie i naciskać spust ułamek sekundy wcześniej. Ale zanim miałem się przyzwyczaić – musiałem robić zdjęcia. Więc zacząłem strzelać seriami.
Te serie to jednak i tak za mało. Robiąc 12 czy nawet 25 klatek na sekundę – nie mam pewności, że uchwycę to, co wiem, że się zdarzy i co chwytałem lustrzanką. To jest niesamowite, jak układ nerwowy jest zdolny nauczyć się odruchów, które synchronizują się z rzeczywistością co do setnej części sekundy. Z drugiej strony – to nic dziwnego. Przecież np. gra w pingponga polega na podobnej precyzji, koordynacji w czasie.
Naprawdę nie mam zamiaru przeglądać stu zdjęć, z których potrzebuję jedno czy dwa. Naprawdę można nauczyć się wstrzeliwać w dokładnie potrzebnym momencie. Dużo zdjęć – za dużo zdjęć. Zejdźmy znów do jakości, nie ilości.