Najtrudniej jest zwolnić

Po tych wszystkich dniach wytężonej, ekspresowej pracy – najtrudniej jest zwolnić. Zwolnienie jest konieczne, w przeciwnym przypadku nastąpi katastrofa. Gdzieś jest w końcu zakręt, przed którym trzeba wyhamować, by nie przestrzelić drogi i wylecieć w pola.

Brak zwolnienia – to myśli kręcące się nieustannie. To niemożność zaśnięcia. A bez snu koniec nadchodzi szybko. Pojawia się drętwienie mięśni, wewnętrzna drżączka, w końcu zaczyna boleć całe ciało. Boli tym bardziej gdy zaczynam odpoczywać. Paradoksalnie i podstępnie – przestaje boleć gdy siadam do komputera. To fatalny znak – to uzależnienie. W tej sytuacji nie ma innego wyjścia – jak przez ból, który będzie trwał dzień, dwa trzy.

Mózg wypełnia się watą, która nie myśli. Na każde powiadomienie o mailu, smsie, wiadomości – reaguje niechętnie, potem – strachem, w końcu – agresją. Czasem odruchem obronnym jest zobojętnienie, to ratunek.

Najtrudniej nic nie robić, gdy w głowie ciągle powstają nowe skojarzenia, pomysły, gdy wydaje się, że tak niewiele dzieli od kolejnej fajnej sprawy, którą można by się zająć. Życie jest piękne, tylko że wtedy nie można tego wyrazić. Trzeba koniecznie – nic nie robić. Usiąść, położyć się, nawet gdy nie da się zasnąć. Nie dzwonić do nikogo, mimo poczucia winy, że tak dawno nie dzwoniłem.

Mam prawo czasem nic nie robić. A czasem to wręcz obowiązek.

Przerażający dzień z własnymi dziećmi

Tytuł należy do tej kategorii, którą na co dzień stosują takie opiniotwórcze i wielkonakładowe gazety jak Fakt czy Super Express. Czytacie je? Macie za swoje. Nie czytacie – to Was nie szokuje.

Jeden dzień spędzony z własnymi nastoletnimi dziećmi, dzień wypełniony współpracą, pracą, przygodą, radością, cierpieniem, wręcz bólem fizycznym, zmęczeniem, zmaganiem. Dostrzegam jak wiele mógłbym dla nich zrobić. Jeszcze mogę się przydać. Przerażające jest to, że nie mogę im poświęcić tyle czasu, ile potrzeba.

Bezradność

wobec ludzkich emocji, tych napływających z zewnątrz, i z wewnątrz. Rezonujących ze sobą, ścierających się. Bezradność wobec tego, co chciałoby się komuś powiedzieć, a co zostanie zrozumiane inaczej – to nieuniknione. Nieunikniony egocentryzm człowieka, bo ile by nie włożyć wysiłku, by zrozumieć drugiego, w końcu i tak pozostajemy tylko my sami, z naszym pojęciem, o sobie. Na własnym przykładzie, własnych wspomnieniach, które mnożą się każdego dnia, w jednym tylko człowieku. Bezradność, bezużyteczność odczuwania, bo ono jest skuteczne tylko na chwilę. Potem powinniśmy o tym zapomnieć, przestać czuć. Jak kończy się, wypala relacja człowieka do drugiego człowieka, jak nieuchronnie.

Pogodzić się z tym, nie walczyć. Patrzeć jak obserwator, z boku. Wtedy świat się wali, a nie boli. Najgłupsze są najbliższe związki, bo każde drgnienie boli. Absurd. Wysiadłbym z pociągu, ale to jeszcze głupsze.

Żyjąc z dziećmi własnymi…

…rodzic uczy się tego (o ile chce się uczyć), że mały, młody człowiek się zmienia i zaskakuje. (No nie brzmi to odkrywczo, spróbuję więc jeszcze raz:) Mały, młody człowiek jest coraz mądrzejszy i dobrze byłoby, żeby rodzic dostrzegł i uznał ten rozwój. (Jeszcze bardziej wprost:) Żeby rodzic zobaczył, a w końcu pogodził się z tym, że dziecko staje się mądrzejsze od niego, rodzica. (Teraz bez ogródek:) że Ty, rodzicu, mylisz się czasem (coraz częściej – częściej, coraz rzadziej – mniej), a niekiedy dajesz dowody zatwardzielca, tępaka czy wręcz idioty. O ile wystarczająco szybko nie przyznasz się do błędów. Ćwicz refleks, który pozwoli wycofać się, zanim wyjdziesz na kompletnego debila.

To tylko wstęp. Wokół zdarza się spotkać ludzi, którzy mimo wkroczenia w dorosłość nie przestają się rozwijać. Nabyty refleks przyda się w kontaktach z nimi, kiedy okaże się, że umieją o wiele więcej niż pięć lat temu, roku temu, miesiąc temu, niż przedwczoraj. Człowieku, uważaj!

Nie za pan brat

To, co może być złudne, to twierdzenie, że z cukrzycą i insuliną można się oswoić. Niektórzy optymiści mogliby twierdzić, że można je nawet polubić. Możliwe. Ale nie wydaje mi się tak.

Oczywiście – insulina, cukrzyca – używa się tych określeń jako uosobienia – kogoś. Jakby miały rozum, osobowość, jakby dało się z nimi dyskutować, a co dopiero – polubić. Lecz cukrzyca to po prostu zjawisko przyrodnicze, dość skomplikowane. O wiele prostszym bytem jest insulina – to związek chemiczny, powodujący konkretne następstwa. Te następstwa są bezwzględne, bezdyskusyjne, niezależne od sympatii, nienawiści, pobłażania, surowości. Jedyne, co może pomóc, to chłodna kalkulacja i konsekwencja.

Bez insuliny nie da się żyć, ale mało kto wie, że nadmiar insuliny zrzuca organizm w przepaść. Ciało, lecąc, odbija się od skalnych ścian i ląduje na dnie, poobijane, bolesne, wykończone. Nadmiar insuliny sprawia, że mięśnie organizmu wykonują na nim katorgę. Nazywa się: drgawki.

Zażywanie insuliny sprawia, że nie można przestać o niej myśleć. W mózgu zachodzi ciągła kalkulacja – czy nie za dużo, czy w odpowiednim momencie, a może jeszcze nie teraz, a może szybciej. Cukrzyk nie może sobie pozwalać na dłuższą chwilę zapomnienia. Cukrzyk-marzyciel – to połączenie rokujące ciągłe problem prowadzące do katastrofy.

Najgorsze, że na cukrzycę nie można się zdenerwować. To znaczy – można – ale skutki są opłakane, czasem straszne. Wczoraj się zdenerwowałem, odpłaciła mi się podbitym okiem i szwami założonymi na powiekę. „Sorry gregory, nie umawialiśmy się na sentymenty”.

Gra o rzeczywistość

Stuart A. Kauffman, w swojej książce „Świat poza fizyką” opisuje fizyczne podstawy życia – bo nie są one czymś tajemniczym i mistycznym, ale są mechanizmami, które można badać metodami naukowymi. Ale samo życie wyrasta ponad fizykę, wręcz poza fizykę. „Brakuje nam pojęć, aby to wszystko wyrazić” – pisze. Niewątpliwie „należymy do świata żywych stworzeń, które same się tworzą”. Nie można jednak przewidzieć tego, co powstanie w tym procesie tworzenia. „Wyłania się niepoznawalne„ i „tworzy naszą biosferę o coraz większej złożoności.” Fizyka nie daje odpowiedzi skąd się to wszystko bierze. Nikt tego nie wie. A to jest właśnie świat poza fizyką – to jest nasze miejsce – między „niemą” materią a ludzką wyobraźnią. To cały ogromny świat, albo ”kompletnie pozbawiony świadomości, albo też wysoce samoświadomy”. ”Nikt nie wie anie nie może wiedzieć, co się wydarzy, gdyż biosfera ewoluuje i kształtuje własną przyszłość na różne sposoby, których nie jesteśmy w stanie z góry określić”.

Kaufmann pisze też, że pomiędzy bytami których cechuje życie toczy się nieustanna gra. „Organizmy zaczynają prowadzić ze sobą gry zależne od kontekstu, o rosnącej różnorodności: gry finezyjne. Np. skały tego nie potrafią. Wraz ze zróżnicowaniem kwitnącej biosfery gwałtownie rośnie ilość informacji zależnej od kontekstu” (s. 139).

Dopowiadam od siebie, że jeszcze kilkadziesiąt lat temu bylibyśmy skłonni nazwać te gry „walką”. Ale w ostatnim czasie cywilizowana ludzkość ma skłonność do łagodzenia określeń. Jest to gra o zasoby, wpływy, czyli w efekcie o poczucie bezpieczeństwa i możliwość rozwoju. Jest to gra, w której różne byty zawiązują alianse, dłuższe lub krótsze, przeciwko wspólnemu przeciwnikowi, w której nie mówi się wszystkiego, co się wie, w której steruje się najbliższą i dalszą rzeczywistością by prowadzić ją w kierunku pożądanej wersji.

Można się oburzać na tę grę, można kojarzyć ją z zaprzeczeniem uczciwości, szczerości, otwartości. Ale to na nic. Przecież nawet rodzice, chcąc wpływać na swoje dzieci, są zmuszeni wejść z nimi na wielką szachownicę, w której ruchy trzeba przewidywać na kilka do przodu. „Wygrywa” ten, kto więcej ich przewidzi.

Stuart A. Kauffman, „Świat poza fizyką. Powstanie i ewuoucja życia”, Compernicus Center Press, 2021, Oxford University Press 2019.

Lot nad szosą

Wpinam buty do pedałów. I frunę.

Nie. Nie tak od razu. To musi trochę potrwać. Rozgrzewka. Ależ to brzydkie słowo. Wolę słowa proste, praktyczne, codzienne, oczywiste: jedź ot sobie, spokojnie, jak gdyby nic, bez pośpiechu. Jedź tak, dopóki nie poczujesz, że zaczyna być dobrze, że pedały prawie same się kręcą, że można zmienić bieg na wyższy. Zmień bieg i poczuj, że jest inaczej, że cały ten układ, w którym tkwisz – asfalt, metalowe ustrojstwo toczące się po nim, na którym siedzisz, że twoje ręce, nogi, ciało, że powietrze, słońce, zapachy nadbiegające z wiatrem – że to wszystko przeszło na inny poziom, ale ciągle tworzy pewną całość, która przebiega i koncentruje się w twojej głowie.

Człowiek powstał mimo oporu, który od zawsze był przeciwny. Człowiek trwa dzięki uporowi, który w nim kiełkuje, i który wzrasta, gdy tylko wywącha zewnętrzny opór środowiska. Upór przeciwko oporowi – to cała tajemnica. Naszego napędu, frustracji, determinacji. Ona nas napędza, nawet tych najbardziej leniwych, postawionych w końcu w sytuacji bez wyjścia.

Opór wiatru. Opór pagórka. Opór twardej kierownicy i siodełka. Więcej powietrza w nozdrza, krwi w tętnice, więcej glukozy, tlenu, wody. Na przekór martwym cząsteczkom powietrza, które próbują cię zatrzymać. Kiedy maszyneria zaczyna wreszcie działać – mózg, umysł, świadomość – unoszą się nad drogą i lecą ponad asfaltem.

Ignorancja w służbie

Jeśli masz przed sobą ignoranta, to zamiast się wściekać ewentualnie zamiast go broń boże uświadamiać (za co i tak nie będzie wdzięczny, a najprawdopodobniej zyskasz wroga) – po prostu wykorzystaj jego ignorancję w jak najlepszym celu, najlepiej jak potrafisz, zgodnie z własnym sumieniem.

Znaleziona kartka

Szlak turystyczny w okolicach Jury Krakowsko-Częstochowskiej. Nigdy tu nie byłem, dziwne trakty w lesie, niektóre jakby przestarzałe, bo na drzewach farba wyblakła i trudno je odnaleźć w powiązaniu z innymi ścieżkami i szlakami. Na rozstaju dróg – taka kartka. Wśród wysokich traw, jakie wzrosły od wiosny i utrzymują się jeszcze w pełni lata.

Przerażające, ilu rzeczy nie umiem, nie zdążyłem się nauczyć, nikt mnie nie nauczył, nie zmusił, bym się nauczył, nie uświadomił, że trzeba się nauczyć.

Zatrważające, jak do niedawna nie zdawałem sobie sprawy z podstawowych kwestii, a dopiero co zacząłem sobie zdawać sprawę i wziąłem się za siebie, żeby nadrobić zaległości. Ale to jeszcze daleka droga.

Niesamowite, że zbyt wiele potocznych i normalnych rzeczy wywoływało we mnie strach i opór przed działaniem, spróbowaniem.

Przemożne przeświadczenie, że straciłem dziesiątki lat własnego życia, że wszystko, o co walczyłem i czego się nauczyłem, to tak niewiele, to niewiele się liczy.

Kot, zwierzę miłe – niemiłe

Nowo wybudowany dom pogrzebowy przylega do cmentarnego muru i wznosi się nad nim na kilka metrów. Żadne okno z tego budynku nie wychodzi na cmentarz – grobom towarzyszy ślepa, długa, jednorodna ściana. To ciekawe, że budynek odwraca się tyłem do miejsca, któremu zawdzięcza swoje istnienie.

To drobna refleksja, niezobowiązująca i niekrytykująca nikogo – ani właściciela, ani architekta. Możliwe, że nawet nikt z nikim o tym nie dyskutował, bo taki układ wydawał się wszystkim oczywisty. T wydźwięk ludzkiej mentalności, tej, tutaj, w tym momencie – cmentarz nie jest do oglądania, cmentarza nie chcemy widzieć, groby są straszne, jakkolwiek ich fundatorzy by dbali, by wyglądały majestatycznie.

Do muru cmentarnego, z drugiej strony tej przestrzeni, określanej mianem wiecznego spoczynku, przylega nasz ogród. Mur obejmuje go od tyłu, jak opiekuńczym ramieniem; zastanawiam się, jak wyglądałby tu nasz dom. Tak, chciałbym mieć okno z widokiem na mogiły. Byłoby w tym obrazie uspokojenie, a z drugiej strony – pewna ostroga, która koli, dając sygnał: jeszcze żyjesz, zrób więc coś, rusz się, póki możesz. Rusz się!

Cmentarz w Miechowie, nocą, fot. Piotr Kubic

Wracałem z wieczornego spaceru, gdy kot, tuż za furtką, pochwalił się złapaną myszą. „Dobry kotek”, w mroku przesuwał się jego kształt, jeszcze ciemniejszy od ciemnej okolicy. W świetle latarki mysz lekko oddychała. Szarpnął nią i podrzucał, jak kłaczkiem włóczki, którym bawił się w domu, za młodu. Czy myszy dostają zawału serca?

Na podwórku stoi duża huśtawka. Chłodne powietrze splatało się z poszarpanymi, ciemniejącymi pasami nieba w oddali, gdzieniegdzie w marchewkowym kolorze, tonącym w granacie i graficie. Usłyszałem chrupanie. To on. I ona. Dziwne – może niedziwne, że kot rozpoczyna kolację od ogona.

Dlaczego od ogona? Czy nie powinna interweniować demokracja? Co ma do powiedzenia prawo cywilne i karne? Czy to humanitarne? Na pewno nie. Ale kota nie dotyczy humanitaryzm.