Lot nad szosą

Wpinam buty do pedałów. I frunę.

Nie. Nie tak od razu. To musi trochę potrwać. Rozgrzewka. Ależ to brzydkie słowo. Wolę słowa proste, praktyczne, codzienne, oczywiste: jedź ot sobie, spokojnie, jak gdyby nic, bez pośpiechu. Jedź tak, dopóki nie poczujesz, że zaczyna być dobrze, że pedały prawie same się kręcą, że można zmienić bieg na wyższy. Zmień bieg i poczuj, że jest inaczej, że cały ten układ, w którym tkwisz – asfalt, metalowe ustrojstwo toczące się po nim, na którym siedzisz, że twoje ręce, nogi, ciało, że powietrze, słońce, zapachy nadbiegające z wiatrem – że to wszystko przeszło na inny poziom, ale ciągle tworzy pewną całość, która przebiega i koncentruje się w twojej głowie.

Człowiek powstał mimo oporu, który od zawsze był przeciwny. Człowiek trwa dzięki uporowi, który w nim kiełkuje, i który wzrasta, gdy tylko wywącha zewnętrzny opór środowiska. Upór przeciwko oporowi – to cała tajemnica. Naszego napędu, frustracji, determinacji. Ona nas napędza, nawet tych najbardziej leniwych, postawionych w końcu w sytuacji bez wyjścia.

Opór wiatru. Opór pagórka. Opór twardej kierownicy i siodełka. Więcej powietrza w nozdrza, krwi w tętnice, więcej glukozy, tlenu, wody. Na przekór martwym cząsteczkom powietrza, które próbują cię zatrzymać. Kiedy maszyneria zaczyna wreszcie działać – mózg, umysł, świadomość – unoszą się nad drogą i lecą ponad asfaltem.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *