Wybór

Myślenie, wypowiadanie się obrazami, wymaga uruchomienia innej części mózgu i ta, która zajmuje się pisaniem. W okresie, kiedy zaczynam coś tam tworzyć z obrazów, trudniej mi sklecić tekst, na przykład tu, do blogu. A ponieważ rozpocząłem codzienną pracę nad zdjęciami, obrazy częściej wypełniają moją wyobraźnię, i zdaje się, że traci na tym słowo. Czytam wpis Halny i nie jestem zadowolony. Szkielet tekstu, pomysł, nie jest zły, ale brak konsekwencji w formie, również w rytmie; malowane słowami obrazy są nie do końca jak bym chciał. Zbyt małe jest też uogólnienie, poszerzenie spojrzenia, mało uniwersalizmu; zamiast pisać o "moim braku elegancji i determinacji" byłoby fajniej odnieść się do podobnych cech w Was, czytelnikach, co oczywiście można zrobić poprzez siebie, ale jakoś chyba nie tak. W końcu też nie wiadomo – czy jest to impresja czy narzekanie na siebie.

Myślę jak podsumować Wasze komentarze pod zdjęciami z patrz.kubic.info. W wypowiadaniu się obrazami mam problem jednoznaczności przekazu. Obrazem trzeba posługiwać się tak, aby przekazać to, co się chce, a jak na razie – łatwiej jest mi słowami. Wieloznaczność obrazu oraz dość niewielkie, jak mi się zdaje, doświadczenie ogółu ludzi w ich odczytywaniu, zwłaszcza sekwencji zdjęć, jest trudnością. Trzeba bardziej "kawa na ławę", ale wtedy tym trudniej uciec od banału… Kiedy zająłem się fotografowaniem nie zdawałem sobie sprawy, że w tym medium to rzeczywiście trudne – wyrazić siebie…

Co zrobić

Czy sztukę można wartościować? Starają się to robić krytycy, próbuje się poszukiwać kryteriów, według których można sztukę zmierzyć, ocenić, porównać z inną sztuką.

Ze względów kultury, kurtuazji, również dla bezpieczeństwa, jedni artyści (artyści na poziomie, ma się rozumieć) nie wypowiadają się negatywnie o innych artystach. Oceny pozostawiają dla siebie, jak również – odbiorcom, którzy nie są artystami.

Co zrobić jednak, kiedy obserwuje się nadmuchiwany balon, rosnący, coraz większy, w którym nie można dostrzec niczego szczególnego, oprócz… sprężonego powietrza. Tymczasem balon dalej rośnie, wypełnia pomieszczenie, już nie można wyjść, ruszyć się, nawet odetchnąć. A chciałoby się dostrzec jego sens, więc poszukuje się, rozważa, analizuje, lecz im dalej, tym mniej sensu; nie pozostaje nic, albo bardzo niewiele. Bo problem pojawia się, gdy jesteśmy w taką sztukę uwikłani, na nią skazani, i nie możemy po prostu wyjść jak zwiedzający z galerii. Potrzebujemy zatem poczucia sensu, wartości, tymczasem łapczywe ich poszukiwanie prowadzi do zadyszki, kołatania serca, paranoi ("jesteśmy super") a w końcu i tak – frustracji.

Nadmuchiwanie balonów jest zajęciem ryzykownym, nie tylko ze względu na huk, ale z powodu nadciągającej nieuchronnie śmieszności. Czy cienka granica oddziela coś od niczego? Kiedyś tak mi się wydawało, teraz – nie. Za pozornie drobnymi zmianami, które są widoczne, kryje się zupełnie inny sposób myślenia, inna osobowość, wrażliwość i wiedza – twórcy, kompozytora, reżysera, pisarza i tak dalej. A właśnie te szczegóły, wydające się dyletantom i amatorom drobnymi, niewiele znaczącymi, zmieniają tak wiele. Sęk w tym, że szczegół sam w sobie nie znaczy nic, lecz ciąg szczegółów, ich konsekwencja, prowadzi do niewidzialnego świata, zamkniętego w wyobraźni twórcy. Prowadzi, abo nie prowadzi. A nawet jeśli prowadzi, to czasem i niestety, do klaustrofobicznego i nie mającego wiele do opowiedzenia świata…
A ponieważ nie ma miernika sztuki, więc wszystko można nazwać sztuką, i być z niej dumnym, a nawet cierpieć z powodu niedocenienia i niezrozumienia.

Stanisławski cd.

Kontynuuję Etykę Stanisławskiego i… jest to fascynująca książka. Niestety ten wstęp, napisany przez jakiegoś krytyka, podziałał ma mnie jak ostroga wbita w bok. Oto fragment z właściwej już treści:

Tołstoj, Czechow i inni wielcy pisarze uważali, że jest rzeczą absolutnie konieczną pisać codziennie, w oznaczonym czasie, pisać, jeśli nie powieść, nie opowiadanie, nie sztukę – to dziennik, notować w nim swoje myśli, spostrzeżenia. Najważniejsze jest to, aby ręka trzymająca pióro czy ręka pisząca na maszynie nie odzwyczajała się od codziennego doskonalenia w bezpośrednim, najsubtelniejszym i najwierniejszym oddawaniu wszystkich nieuchwytnych odcieni myśli, uczuć, wyobraźni, wizji wzrokowych i pamięci [emocjonalnej] itd.

A co z moim fotografowaniem? Gdzie jest owa codzienna praktyka…? Bić się w piersi, bić… Życie marzeniami i złudzeniami, stać na nie tylko marzycieli średniaków, mających wyobrażenie o swoich niesamowitych możliwościach…

Szczegóły

Jest taka mała latarka, w której Beniamin bardzo chciałby sam wymienić baterie. I może by mu się to udało, ale nie potrafi zamknąć pokrywki. Tam są trzy małe ząbki, które mają się znaleźć wewnątrz wgłębień, rozłożonych na obwodzie. On ich nie widzi, nie dostrzega. Przykłada do siebie te dwie części, ale nie rozumie, dlaczego nie chcą się złożyć. I na razie nie jest w stanie zrozumieć, choć przyjdzie i na to odpowiedni moment.

My, więksi, mamy to samo. Nie rozumiemy, dlaczego coś się nie układa, dlaczego nie możemy się z kimś dogadać. Bo nie dostrzegamy dostatecznych drobnych szczegółów, subtelności, które okazują się mieć decydujące znaczenie. Na szczęście, wraz z czasem i rosnącym doświadczeniem, to się zmienia na korzyść. Zwykle.