Wspomnienie o Stanisławie Lemie

Byłem na studiach, w pędzie między zajęciami, kiedy zobaczyłem ogłoszenie – w sali xx Stanisław Lem spotkanie. To już za godzinę! Wszystko zostawić i pędzić. Ale! To okazja do zdobycia autografu! Tylko na czym on mógłby się podpisać? Przydałaby się jakaś jego książka, nie miałem żadnej przy sobie. Nie wiem jak i gdzie, w ekspresowym tempie kupiłem „Dzienniki gwiazdowe” w miękkiej okładce. „Podłe wydanie jak pod autograf” – pomyślałem. Sala amfiteatralna wypełniona po brzegi, dzień słoneczny majowy, światło wpadało przez wysokie okna, Stanisław opowiadał swoje historie, ale natychmiast przerywał, kiedy dostawał pytania na karteczkach. Po spotkaniu, plącząc nogi, podszedłem do niego. Podpisał, zrobiłem w tył zwrot i szedłem długim korytarzem. Kiedy doszedłem do załomu – obejrzałem się i zobaczyłem, że patrzył na mnie. Pomyślałem, że wyglądam jak kadet Pirx egzaminacyjnym lotem na Księżyc…

Stanisław Lem autograf

Myślisz, że odespałeś

Myślisz, że po dwóch miesiącach szaleńczej pracy wystarczą trzy dni, żeby odespać. Więc odsypiasz. Jest niby lepiej, może naprawdę lepiej – przez chwilę. A jednak kilkakrotnie w ciągu dnia powracają epizody znużenia, które można przełamać aktywnością, pracą (znów), ale przecież nie o to chodzi. Zmęczenie jeszcze nie odeszło.

Po trzech, czterech dniach pojawiają się wędrujące bóle. Nad prawą nerką, następnego dnia nad lewą. Kłucie w lewym nadgarstku. Bóle w plecach mijają, zaczyna boleć lewy staw biodrowy. Łapiesz się na tym, że robiąc nagły skręt na ulicy, żeby ominąć człowieka, z powodu nagłego bólu tracisz równowagę. Po czterech dniach ból znika, ale w międzyczasie zaczyna kłuć prawa kostka. Kulejesz podczas chodzenia, ale nie przestajesz chodzić, robisz krótsze i dłuższe wycieczki. Szukasz sposoby – jak postawić stopę, żeby nie bolało? Potem kłucie znika.

Ciągle odsypiasz. Znasz przecież to uczucie lekkiego podniesienia, lekkości, spokoju, które można osiągnąć śpiąc tak długo, jak potrzebuje organizm. To uczucie pojawia się już, ale często i nagle znika. Odsypiasz więc dalej, udaje się znaleźć czas by usnąć dokładnie wtedy, kiedy czujesz ogarniającą falę snu. Śpisz dziesięć minut i budzisz się rześki, czasem śpisz półtorej godziny. Budzisz się bez budzika i świat staje się naprawdę kolorowy.

Nie opuszczają cię jednak sny. Spotykasz w nich ludzi z codziennej pracy. Co ciekawe, mózg oszczędza ci tych najgorszych wspomnień. Np. ostatniej nocy pojawiły się twoje „dobre duchy”, osoby najbardziej przyjazne, i dawały rady, albo chciałeś im pomóc – w kłębowisku spraw, logistyce piętrzących się problemów. Krążyłeś po budynku fabryki i nie mogłeś znaleźć wyjścia. Dziesiątki korytarzy, zapomnianych klatek schodowych, ogromny strych, wędrujące po nich gromady przyjezdnych, przypadkowych postaci, dziwnym trafem czujesz się za nich odpowiedzialny (to przecież „twoja” fabryka), ale nie możesz dojść tam, gdzie chcesz, za kolejnymi drzwiami – kolejny korytarz, schody, bez końca. Zrozpaczony chcesz się poddać i wtedy – budzisz się i słyszysz ćwierkanie wróbli, setki kilometrów dalej…

Zrozumieć się nie da

Niektórzy bardzo chcieliby zrozumieć otaczający ich świat. Cechuje ich podświadome dążenie do odkrycia kluczowego mechanizmu. Niestety, to strata czasu. Pogoń za wiatrem. Wędrówka po drodze bez końca. To prawda, że za kolejnym zakrętem, gdy objawia się fragment prostej, można odnieść wrażenie, że „to już to”. Wrażenie pozostaje tylko przez chwilę, do kolejnego zakrętu.

Zjawisko to dotyczy nie tylko świata wokół, ludzi wokół, ale i człowieka wewnątrz. Oto przykład – samopoczucie. Dlaczego dziś jest dobre, a wczoraj było złe. Po latach doświadczeń czasem wydaje się, że już wiem i odnalazłem sposób. Za chwilę sposób przestaje działać, choć wydawał się wreszcie uniwersalny i niezawodny.

Spokój można osiągnąć poprzez pogodzenie się – że nie wiem, nie zrozumiem. Że żyję tak naprawdę w chaosie, w którym czasem udaje się coś przewidzieć, zdziałać, zbudować, osiągnąć. Naglącą potrzebę stabilizacji, niezmienności, trzeba przenieść gdzie indziej, poza materialny świat. Stabilizacja jest niezbędna, więc stawiamy ją w miejscu absolutu. Czy on istnieje?

A czy o jego istnieniu nie świadczy samo przekonanie, że musi istnieć? Albo nasza przemożna jego potrzeba? Albo tylko – nasza myśl po prostu, nawet ta ulotna, pojawiająca się jednak dziwnym sposobem… Albo sama wręcz nazwa, pojęcie – i byt urodzony za jego pośrednictwem: absolut…

Podrywa, porywa

Wczoraj rano włączyłem ten utwór. Kiedy muzyka grała – składałem stanowisko do filmowania – statywy, lampy, kamera. Energia muzyki podnosiła senną atmosferę styczniowego dnia, do bezlistnych drzew za oknem, na krakowskich Plantach, dodawała kolory, jakby pąki miały już tuż tuż, wystrzelić.

Dziś zimowy poranek ten sam, lecz w głowie sam „włączył się” ten utwór i kręci, kręci. Nie zostawia spokoju, podrywa mięśnie i ścięgna, wstrzykuje do żył hormony. Jak się uspokoić, jak… od niej się uwolnić…

Sens wieczorem

W stronę domu. Biegną po asfalcie białe pasy. Wygina się ciemna wstęga, pełzną po niej, w dwie strony, białookie żółwie, garbate, niektóre długie, z czerwonymi plamkami z tyłu. Trzymasz myślami cienką nitkę, która, wiesz o tym, prowadzi do starego biurka w kącie pokoju, do klawiatury. Napisać kilka słów sensu, po dniu, w którym poszukiwałeś sensu.

Przedostatni zakręt, szutrowy wjazd, żelazna brama. Krótkie schodki ganku, zwykłe, wejściowe drzwi, korytarz, przedpokój. Im bliżej biurka, tym cieńsza nitka, rozsnuwa się, rozpływa między palcami. Siadasz i kładziesz ręce na klawiaturze, i nagle – pozostaje tyko pustka. „Nitka? Nitka! Sens? Kilka słów sensu?! Halo!!” Koniec.


– Co tam wypisujesz?
To Wiesiek. Przyszedł.
– Nic.
– Jak to nic. Wieczorne narzekania. Smutne. Zmęczone.
– No może tak.
– Nie no i nie może, tylko na pewno.
– Wiesiek, moje pisanie, moja sprawa.
– Twoja byłaby, gdybyś pisał do szuflady. A ty – tak na cały świat.
– I kogo to obchodzi? A kto to czyta?
– Czytają, niektórzy czytają, i sam sobie szkodzisz.
Wiesiek marudzi, jak często, wieczorem, i wiem, że nie odpuści. A miałem iść spać, ale jak iść?
– Miałem iść spać.
– To idź.
– Aaaaa, dziękuję.
– I nie pisz dziś więcej. Znaczy – nie próbuj, bo trudno to nazwać pisaniem.
– Wiesiek!!
– Nie krzycz, już po dwudziestej drugiej. A okna niezamknięte.
– Bo duszno. Spróbowałbyś zamknąć.
– Zamknij. Na deszcz się ma. Deszcz wisi w gorącym powietrzu.
Deszcz. Deszcz mnie uratował. Wiesiek zszedł na temat deszczu. Mamrotał pod nosem coś o prognozie pogody, którą teraz każdy może mieć w smartfonie, żeby mu mieszkania nie zalało, i komórki, zostawionej na parapecie. Zbliżyłem się niespiesznie do łóżka, przechylając powoli w stronę poduszki, szukając jeszcze w myśli tej nitki, która się rozsnuła, tych kilku słów sensu, dosłownie jednego zdania, które miałem napisać.

Nowy sąsiad

Na kawałku pola przed moim domkiem nowo przybyły sąsiad stawia dom. Nie obiecał, że będzie dyskretny i dobrotliwy, przeciwnie, nawet zaznaczył, że na swoim będzie robił to, co zechce.

Przyglądałem się właśnie zachodzącemu, wiosennemu słońcu, gdy wysiadł z samochodu, wyciągnął rękę i schował je do kieszeni jeansów.

Poszedłem do siebie i zacząłem przeszukiwać albumy ze zdjęciami z poprzednich lat. Znalazłem niejedno: nad pustą, spokojną łąką pochylał się czerwieniejący krąg. Raz wyżej, raz za mgłą, raz tylko rąbek nad trawami. Kiedyś również należał do mnie.

Ludzie radia…

…mnie zachwycają. Niepozorni, nie zwracający na siebie uwagi, są przede wszystkim – cisi. Nie nadużywają dźwięków, szanują je, dawkują z pełną świadomością. I z wrażliwością, która jest niepowszednia, niepowtarzalna, nawet zdumiewająca.

Świat dziennikarzy, lektorów radiowych wyraźnieje, gdy zaczynają mówić. Wtedy otwiera się objawienie, gdyż w ich głosie zawiera się szeroki świat kolorów, pejzaży, odcienie słonecznej i deszczowej pogody, pęd podróży i spokój zatrzymania.

Niewiarygodny świat, do momentu, w którym nie zabrzmi.

Gra o rzeczywistość

Stuart A. Kauffman, w swojej książce „Świat poza fizyką” opisuje fizyczne podstawy życia – bo nie są one czymś tajemniczym i mistycznym, ale są mechanizmami, które można badać metodami naukowymi. Ale samo życie wyrasta ponad fizykę, wręcz poza fizykę. „Brakuje nam pojęć, aby to wszystko wyrazić” – pisze. Niewątpliwie „należymy do świata żywych stworzeń, które same się tworzą”. Nie można jednak przewidzieć tego, co powstanie w tym procesie tworzenia. „Wyłania się niepoznawalne„ i „tworzy naszą biosferę o coraz większej złożoności.” Fizyka nie daje odpowiedzi skąd się to wszystko bierze. Nikt tego nie wie. A to jest właśnie świat poza fizyką – to jest nasze miejsce – między „niemą” materią a ludzką wyobraźnią. To cały ogromny świat, albo ”kompletnie pozbawiony świadomości, albo też wysoce samoświadomy”. ”Nikt nie wie anie nie może wiedzieć, co się wydarzy, gdyż biosfera ewoluuje i kształtuje własną przyszłość na różne sposoby, których nie jesteśmy w stanie z góry określić”.

Kaufmann pisze też, że pomiędzy bytami których cechuje życie toczy się nieustanna gra. „Organizmy zaczynają prowadzić ze sobą gry zależne od kontekstu, o rosnącej różnorodności: gry finezyjne. Np. skały tego nie potrafią. Wraz ze zróżnicowaniem kwitnącej biosfery gwałtownie rośnie ilość informacji zależnej od kontekstu” (s. 139).

Dopowiadam od siebie, że jeszcze kilkadziesiąt lat temu bylibyśmy skłonni nazwać te gry „walką”. Ale w ostatnim czasie cywilizowana ludzkość ma skłonność do łagodzenia określeń. Jest to gra o zasoby, wpływy, czyli w efekcie o poczucie bezpieczeństwa i możliwość rozwoju. Jest to gra, w której różne byty zawiązują alianse, dłuższe lub krótsze, przeciwko wspólnemu przeciwnikowi, w której nie mówi się wszystkiego, co się wie, w której steruje się najbliższą i dalszą rzeczywistością by prowadzić ją w kierunku pożądanej wersji.

Można się oburzać na tę grę, można kojarzyć ją z zaprzeczeniem uczciwości, szczerości, otwartości. Ale to na nic. Przecież nawet rodzice, chcąc wpływać na swoje dzieci, są zmuszeni wejść z nimi na wielką szachownicę, w której ruchy trzeba przewidywać na kilka do przodu. „Wygrywa” ten, kto więcej ich przewidzi.

Stuart A. Kauffman, „Świat poza fizyką. Powstanie i ewuoucja życia”, Compernicus Center Press, 2021, Oxford University Press 2019.

Lot nad szosą

Wpinam buty do pedałów. I frunę.

Nie. Nie tak od razu. To musi trochę potrwać. Rozgrzewka. Ależ to brzydkie słowo. Wolę słowa proste, praktyczne, codzienne, oczywiste: jedź ot sobie, spokojnie, jak gdyby nic, bez pośpiechu. Jedź tak, dopóki nie poczujesz, że zaczyna być dobrze, że pedały prawie same się kręcą, że można zmienić bieg na wyższy. Zmień bieg i poczuj, że jest inaczej, że cały ten układ, w którym tkwisz – asfalt, metalowe ustrojstwo toczące się po nim, na którym siedzisz, że twoje ręce, nogi, ciało, że powietrze, słońce, zapachy nadbiegające z wiatrem – że to wszystko przeszło na inny poziom, ale ciągle tworzy pewną całość, która przebiega i koncentruje się w twojej głowie.

Człowiek powstał mimo oporu, który od zawsze był przeciwny. Człowiek trwa dzięki uporowi, który w nim kiełkuje, i który wzrasta, gdy tylko wywącha zewnętrzny opór środowiska. Upór przeciwko oporowi – to cała tajemnica. Naszego napędu, frustracji, determinacji. Ona nas napędza, nawet tych najbardziej leniwych, postawionych w końcu w sytuacji bez wyjścia.

Opór wiatru. Opór pagórka. Opór twardej kierownicy i siodełka. Więcej powietrza w nozdrza, krwi w tętnice, więcej glukozy, tlenu, wody. Na przekór martwym cząsteczkom powietrza, które próbują cię zatrzymać. Kiedy maszyneria zaczyna wreszcie działać – mózg, umysł, świadomość – unoszą się nad drogą i lecą ponad asfaltem.

Nowa, nowa książka…!

Wraz z kolejną, nową książką, otwieraną na pierwszej stronie, rozpoczyna się następne wyzwanie. Za każdym razem – inny język, choć ten sam, polski. Odmienne słowa, po nowemu dobierane i układane, nie od razu coś czytelnikowi znaczą. Zdania nie płyną bez zawirowań. Czasem całe akapity są jak przezroczyste. Nowa książka czeka na akceptację, na przylgnięcie do myśli autora.

Zrozumienie to struktura neuronów. Na ile struktura czytelnika odpowiada strukturze autora? Na przestrzeni pierwszych zadrukowanych kart, gdy oczy przebiegają wersy a kolejne piętra neuronalne przetwarzają impulsy, tworzy się nowa konstrukcja, siatka, bliższa autorowi. Wrażenia wynikające z samego tekstu zbiegają się z kolorami i twardością okładki trzymanej w dłoniach, szorstkością papieru pod opuszkami palców. Wiedzą o tym graficy, projektanci książek.

Nowa książka, nowa przygoda!