Najzwyczajniej szczęśliwy. Z powodów zwyczajnych. Aż głupio pisać, tak zwyczajnych. Ot, ociepliło się. No szczęście! Dwa dni w pracy, mimo problemów ze zdrowiem i niepewności, jak skończy się praca ponad dziesięć godzin dziennie. Skończyło się nieźle. Jeszcze się udało, jeszcze teraz. Nikt nie wie, jak długo jeszcze będzie się udawać.
Jutrzejszy dzień bez obowiązków. Niewiarygodne. Te wszystkie lęki, strachy, towarzyszące przez lata. Jak to się dzieje, że kiedyś znikają. Dlaczego nie zniknęły wcześniej? Za młodu? Można by wtedy tyle zrobić, wiele dokonać. Zamiast bać się.
Nadchodzi jesień. Trochę szkoda, że nadchodzi. Ale skoro musi nadejść… Urok w wietrze, zimnie (jednak? czyżby?) w plusze. Urok w martwiejącym ogrodzie, płowiejącym, w którym zostały pod drzewami letnie krzesełka. Urok kiedyś nie do pojęcia – skąd ten urok. Teraz po prostu jest.
Jeszcze jeden dzień.