Przez ścianę snu docierają niewyraźne odgłosy. Czy to przechodzący wczasowicze, idą przez las w stronę plaży, akurat obok naszego domku. Tak wcześnie? Może chcą wrócić przed południowym skwarem? Klapki na leśnym runie? Lekki wiatr w konarach i igłach wysokich sosen? Czy szum morza? Czyżby było tak blisko? W chłodnym, porannym powietrzu czai się, jak skryta, zapowiedź gorącego, dusznego dnia.
A może to szelest tego wielkiego drzewa na podwórzu, na północy Polski, którego nazwy bezskutecznie szukać w pamięci. Jeszcze chłodne powietrze przeciska się lufcikami dwóch dużych okien. Zapach niedawno wyremontowanego pokoju i nowych półek na książki. Spokój, odcięcie od świata.
Powoli wyłania się obraz białych ścian, białego sufitu. Po przeciwległej stronie uchylone okno. Za nim kamienica i ciepłe słońce. Stamtąd dobiega gwar młodych, pewnie studentów. Budzę się, jestem w moim nowym pokoju w pracy, w centrum Krakowa. Ściany pachną jeszcze świeżą farbą. Wokół małej leżanki nierozpakowane jeszcze pakunki, w trakcie przenosin.
Ten sen to dobry zwiastun.