Wiatr ciągnie polem przy ziemi. Opływa pręty ogrodzenia, opływa balustradę schodów. Zawija za rogiem. Resztki oddechu lata lato wydmuchuje prosto w samotną twarz pewnego człowieka, który przystanął w cieniu domu. Niepotrzebnie w cieniu. Słońce nie jest już tak gorące. Przystanął w cieniu, bo szedł z podwórka na ganek. W połowie drogi, trochę dalej, tuż przed gankiem, dopadł go oddech lata. Jego resztki. Już nie tak silne tylko słabnące, może z rezygnacją, albo powoli, naturalnie, bez zdziwienia. Przecież taka jest kolej rzeczy.