Moje dotychczasowe życie polega na poszukiwaniu mojego miejsca. Kim jestem, w czym leży moja wartość.
Czuję pokusę, by podejrzewać siebie o rzeczy niezwykłe i szczególne. Np. słucham muzyki i myślę sobie, że ja też mógłbym tak grać, komponować itd., gdyby tylko moje życie ułożyło się inaczej.
A jednak za ogromną porażkę uznaję oszukiwanie samego siebie. Konkretnie – życie ułudą – że jestem kimś podobnym do kogoś innego, kto jest znany, sławny, kogo praca jest szeroko doceniona.
Temat ten przetrawiałem wielokrotnie i analizując go intelektualnie, dochodziłem ciągle do tego samego wniosku – mierzenie człowieka na podstawie liczby, w jakiej pojawia się jego nazwisko w encyklopedii lub w mediach, jest powierzchowne i złudne. Intelekt jednak swoją drogą idzie, często inną niż emocje i pragnienia.
Chciałbym uniknąć śmieszności, która spotyka osoby o wybujałym mniemaniu o sobie. To jedna z najbardziej żałosnych rzeczy, która może spotkać człowieka.
Na koniec, by odetchnąć od górnolotnych rozważań – zdjęcie zrobione dzisiaj, w jednym z krakowskich urzędów. Czyż nie urocze?