Słońce stało wtedy wysoko… Tyle jestem w stanie napisać. Na to całe zastanawianie się nad życiem, a może tylko emocjami, i tylko moimi, niestety, więcej nie wymyślę. A skoro słońce stało wysoko, to i mlecze wyciągały rozwinięte główki w stronę nieba. Na zdjęciu mleczy za bardzo nie widać, widać za to elementy, którym wszystko jedno, czy słońce stoi wysoko czy się chyli, i czy w ogóle świeci.
Takie sobie prymitywne kawałki żelaza i drutów. Ignoranckie. Wszystko im jedno. Od czasu do czasu przejedzie tramwaj, ale nawet i wtedy wątpię, czy robi na nich wrażenie. Tak więc zastanawiam się, dlaczego nie robiłem zdjęcia mleczom? No, zrobiłem jedno, tak na szybko. To błąd. Takie kiepskie jakieś.
Widziałem też pewną dziewczynę, która biegła przez mlecze, ignorując prymitywne żelazne druty i im podobne kawałki. Patrzyłem z daleka i tak myślałem, że gdybym stał na jej drodze, to zrobiłbym jej zdjęcie. Bo jej, najwyraźniej, również nie było obojętne słońce. Ale akurat nie stałem na drodze dziewczyny, a oceniwszy, że dogonić jej z aparatem nie mam wielkiej szansy, dałem spokój.
Można jednakowoż czatować z aparatem kilka dni pod rząd, na dziewczynę, tę samą, albo inną. Ba, są nawet niewielkie ścieżki wydeptane, można by czekać tam, z aparatem gotowym. Ale czy stać mnie, by czekać? Nie wiem. Nie bardzo. Już wiem, że raczej nie postoję, już raczej liczyłbym na łut szczęścia – ot zjawiam się, i przez szczęśliwy przypadek dziewczyna znów biegnie w słońcu, wśród mleczy, właśnie w moją stronę, a ja mam właśnie przygotowany aparat.
A! Tu się trafił pan, wśród mleczy! Nie biegnie, co prawda, i jest panem, a nie dziewczyną, ale to niezła wprawka, takie trening, przed spotkaniem dziewczyny. W razie czegoś będę już miał przećwiczone. No i przy okazji załapał się i gołąb. A sfotografować gołębia, to może i trudniej, niż dziewczynę (choć może kto wie?).