Nieskończone

Montuję scenę filmową – wrzucania Jonasza do wody. To fantastyczne, że dysponując zaledwie kilkoma ujęciami z nocnej szarpaniny, odgłosami stękań mężczyzn i tupotu ich nóg, oraz ledwo kilkoma efektami burzy i deszczu, można stworzyć całą symfonię burzy i katastrofy. Symfonię – w znaczeniu przebiegu napięcia, najróżniejszego kolorytu dźwięków, można opowiedzieć całą historię, ale nie wydarzeń, tylko ludzkiej duszy. Warunek jest jeden – należy wyzwolić się z dążenia do wiernego odtwarzania rzeczywistości.

Możliwości jest tyle, że boję się, bo czuję, że musiałbym się oddać tylko temu zajęciu. Że przy samej burzy grzebałbym się może i z tydzień, aż zrobiłbym z tego drobiazgową plecionkę. I tu dopada mnie kolejna obawa – czy to złożyło by się w jakiś sens, a jeśli już – czy ktoś by to dostrzegł, czy byłoby to zrozumiałe jeszcze dla kogoś? A jeśli nawet – to czy wywołane wrażenie byłoby warte włożonego wysiłku?

Artysta nie zastanawia się chyba nad tym, tylko po prostu robi to, co chce. Robi robi, a potem umiera.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *