Usypiam wśród chłodnych ścian, jesienne podmuchy przeciskają się przez uchylone okna. Naprawdę chłód, naprawdę zimno. Ciszy nie wypełniają oddechy jak zawsze, od kilku dni te ściany są puste. Puste!! Sypialnia – na końcu naszego mieszkalnego labiryntu. Wcześniej jest pokój przejściowy, przedpokój, na prawo kuchnia, na wprost łazienka, na lewo wnęka z komputerem i korkową tablicą, na której mnóstwo kartek, przypiętych jedna na drugiej. Na drugim końcu mieszkania pusty pokój od strony podwórka.
Chłód hula w naszym małym labiryncie, ja na jego końcu, w ciemności, przykryty kołdrą, naciągam małą poduszkę na głowę – zimno. Jak pierwotny człowiek w jaskini. Gdyby nie Wy, nie potrzebowałbym tych ścian, kuchni, przedpokoju, drugiego pokoju. Mógłbym mieszkać w samochodzie, w lichym pokoju, gdziekolwiek. Skoro Was nie ma, tych małych nóżek tupoczących, i czarnych włosów wypływających spomiędzy pościeli, które zwykle bywały obok mnie, w ciemności.