Chyba to jest szczęście – móc odejść w chwili, kiedy wszystko zostało poukładane, załatwione. Wyprostowane, wyjaśnione. Czegóż więcej można oczekiwać? Chciałbym odejść właśnie w takim momencie. Zanim nadpłynie następna fala spraw i problemów do załatwienia. Niech one zostaną już przyszłym pokoleniom. Odejść z przekonaniem, że zrobiłem kawał dobrej roboty, choć (z pewnością), nie wszystko było najwłaściwsze i bezbolesne (dla innych). Człowieka liczy się nie po tym jak zaczyna, ale jak kończy, więc oby ten koniec…
Odejść w najlepszym momencie.
Człowiek powinien odejść wtedy, kiedy zyska największą świadomość. Tak by się wydawało. Bo właśnie świadomość jest tym, co można zyskać; nie bardzo wierzę w kształtowanie charakteru (w gruncie rzeczy, zostajemy tacy sami), w dokonania życiowe (w stylu – odkrycie, wynalazek, książka, firma, most/wieżowiec, rekord Guinnessa). To, co potrafi nas zmienić, to nawet niewielka świadomość rzeczywistości – ta świadomość jest porażająca, bo bezdyskusyjna.
Ale zwykle nie odchodzi się wtedy, gdy świadomość największa. Przychodzi starość, zdziecinnienie, zapomnienie. Po co to? Żeby nie żal odejść…? Może to dla mięczaków, niepogodzonych…
Ci na zdjęciach – zwłaszcza dwóch pierwszych – jeszcze beztroscy, z niewielką świadomością… Która dopiero na nich czeka. To dla nich na razie nie powinienem odchodzić 😉 To jest jeszcze do załatwienia… ;-))