Uwaga, pożalę się!
Ten żal, słowa, mogą być całkowicie nieuzasadnione, wyimaginowane, błędne, godne potępienia, niegodne momentu i chwili…
Dzisiaj będzie miał miejsce wyraz naszej polskości. Wraz z tym wszystkim, co było przedtem, i tym, co będzie. Niestety.
Katastrofa nie powinna się zdarzyć. Katastrofa nie mogła się zdarzyć. Niemożliwe się zdarzyło, ponieważ… to my, Polacy. Niemożliwe się zdarzyło tutaj, bo nigdzie indziej, w poważnym i sensownym kraju, zasady, procedury, zwyczaje, poszanowanie ludzi nawzajem i rzeczywistości, nie dopuściłyby do takiego absurdu.
Tak!
Nie!
Ubolewać! Nad naszym biednym losem, który znów nas spotkał! Ten los gotujemy sobie sami, gdy elita najważniejszych ludzi w państwie wsiada do jednego, leciwego samolotu, i ląduje w miejscu i w warunkach, w których nikt inny by nie lądował. Zwykły samolot pasażerski by nie lądował. Nigdzie w poważnym kraju głowa państwa nie decydowałaby za pilota, czy, gdzie i jak ma prowadzić samolot. To u nas drwimy sobie z wszelkich zasad, również z zasad bezpieczeństwa, które gdzie indziej – budowane piętrowo, dublujące się wielokrotnie, eliminujące zgubne wpływy jednostek, ludzkich emocji, awarii sprzętu, wpływów atmosferycznych oraz po prostu przypadku – nie dopuszczają do czegoś podobnego.
Mamy przekonanie, że rzeczywistość można zakląć, ominąć, oszukać. Że każdy z nas jest McGiverem, mistrzem od wszystkiego. Jakoś będzie, się uda.
Naród marzycieli. Świetnie, jeśli piszemy wiersze, książki, kręcimy filmy, ale to nie to samo, co być konsekwentnym, spojrzeć rzeczywistości w oczy.
Teraz – od tygodnia brzmi napawanie się stanem ofiary. Nie mam u siebie telewizora, ale wczoraj na godzinę włączyłem radio – to niesamowite, jak dziennikarze potrafią powtarzać to samo ciągle w kółko, lecz w taki sposób, że za każdym razem brzmi to trochę inaczej. Co było naprawdę kojące – wreszcie dobra muzyka, renesans, barok, romantyzm… Coś bez słów, które zdradzałyby cierpiętnictwo. To lubimy – cierpieć, chrystus narodów, marzenie…
Pył wulkaniczny spadł nam z nieba. Nie przylecą światowe potęgi, zresztą, gdzie miałyby się pomieścić w malutkim Krakowie. I dobrze, bo dzisiejsza wielka uroczystość wawelska to nasz wstyd. Wstyd nieudolności, naiwnego marzycielstwa, niedoszłych snów o potędze.