Cień złowrogi

Zastanawiałem się, czy o tym pisać. Kiedyś bym się nie zastanawiał, bo niezbyt brałem pod uwagę Czytelników. Ale jednym z warunków pisania był ten, że piszę dla siebie, nie pod publikę, więc spróbuję podtrzymać to postanowienie. Nawet, jeśli to, o czym napiszę, będzie tragiczne.

Ten cień, o którymi pisałem w środę, okazał się złowrogi. Następnego dnia, po południu, Ioana usłyszała na zewnątrz jakieś uderzenie, które jednak nie zwróciło większej uwagi. Po krótkiej chwili, robiąc coś w kuchni, spojrzała za okno. Na pustej ulicy… Mniej więcej w tym samym miejscu, gdzie w nocy tańczył cień, spadł chłopak może dziesięcioletni, uderzony bezlitosną, pędzącą ścianą autobusu. Przeleciał piętnaście metrów. Zdaje się, przechodził na przejściu, ale nie było słychać hamowania, nie ma żadnych śladów. A to oznacza, że musiał nagle skręcić wprost pod pędzący pojazd.

Gdy Ioana wyszła na zewnątrz, już ktoś dzwonił po pogotowie. Kierowca autobusu przybiegł, niosąc apteczkę. Kobieta sprawdzała tętno na szyi. Nieprzytomnym chłopcem wstrząsał oddech, który trudno zapomnieć… Pogotowie przyjechało błyskawicznie, dzieciak żył, kiedy został zabrany. Nie wiemy, co z nim, ale nie dawano mu dużej szansy…

W tym miejscu samochody jadące z góry szybko wyłaniają się zza pagórka. Jadąc z góry, kierowcy zwykle nie dodają gazu, więc piesi nie słyszą, że cokolwiek jedzie. Ale patrząc z punktu widzenia kierowcy – są oni zaskakiwani tym, że za pagórkiem jest skrzyżowanie. A przeważnie jadą szybko. Dlatego na tym skrzyżowaniu było nie tak mało kolizji. Może również dlatego, że tuż powyżej skrzyżowania asfalt, szczególnie mokry, jest bardzo śliski.

Przejście jest w miejscu niewygodnym dla pieszych, którzy chcą przejść ulicą w poprzek, gdyż muszą nadłożyć sporo drogi. Dlatego większość przechodzi nie na przejściu, ale wprost na skrzyżowaniu.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *