– Kochanie, pralka…
Tak zaczyna się większość moich "seminariów" sam na sam z Polarem PDP 885.
Rano obudziłem się z bólem stawów i mięśni. Niestety, rodzina – na śnieg, na sanki i do normalnego życia. A ja znów na bocznym torze. Poza tym nie mam się gdzie podziać, w każdym kącie mieszkania kogoś zarażam. Zacząłem rozważać spędzenie choroby w pracy… No i na dodatek ta piękna wieść:
– Kochanie, pralka nie odwirowywuje i nie pobiera wody…
– Tak? No to muszę zajrzeć.
– Ale ja już nie mogę czekać. Jutro jadę kupić nową…
To postawiło mnie na nogi.
– A skąd weźmiesz pieniądze?
– Ja wiem skąd wezmę.
Ja… chyba też wiem. Szybko postanowiłem spróbować uratować oszczędności. Zresztą do tej pralki i tak bym zaglądnął, ale wizja wydania ot tak sobie zgromadzonej ciężko krwawicy wyrwała mnie z łóżka. Tak więc – zaczynamy!
Jak wiecie z poprzedniego odcinka "Magisteriów…" nie zakręcam śrubek od obudowy, więc jeden ruch – i wnętrze pralki ujawnia swoje tajemniczą zawartość.
Problem: pobieranie wody trwa zbyt długo, zamiast kilku minut – kilkanaście albo i kilkadziesiąt.
Przewidywana przyczyna – zatkanie kamieniem przepływu wody.
Tym razem nie mam pretensji do producenta, to w końcu dwanaście lat. Ani do siebie – stosowanie np. Calgonu nic tu nie mogło pomóc.
System zasilania w wodę składa się z węża (1), elektrozaworu (2), sterowanego elektrycznie poprzez przewody (3). Woda, w momencie otwarcia się elektrozaworu przedostaje się przez wężyki (4) do pojemnika na proszek (5), skąd następnie spływa do bębna piorącego pralki.
Podejrzewam, że zawężenie przepływu następuje w elektrozaworze (2). Jest to najbardziej precyzyjne urządzenia w całym torze zasilania wodą, i to w nim jest największe przewężenie przepływu.
Postanawiam wymontować elektrozawór i oglądnąć. Wyłączam wtyczkę z gniazdka, zakręcam kran wodny, odkręcam wąż (1). Pomiędzy wężem (1) i elektrozaworem (2) znajduje się małe siteczko. Jednak jest ono zupełnie czyste, więc nie tutaj leży problem. Szkoda. Teraz odpinam kable (3), robiąc wcześniej notatki z ich podłączenia: niebieski, fioletowy i brązowy. Biały jest wspólny. Te notatki to taka "nić Ariadny", która pozwoli wrócić do początkowego stanu – czyli złożyć wszystko z powrotem.
Odkręcam wężyki (4) oraz dwa wkręty mocujące elektrozawór (od tyłu pralki). Wyjmuję go i stwierdzem… że niczego nie da się w nim naprawić, wygląda na nierozbieralny. Można więc go tylko wymienić w całości. Nie ma w nim też śladów osadu kamienia. To ślepa uliczka i upadek hipotezy początkowej.
Nie wiem co dalej. Z głupia frant postanawiam, że podmucham w rurki wlotowe do pojemnika na proszek (5). Do tych rurek dochodziły wężyki (4). Przy dmuchaniu okazuje się, że powietrze z trudnością przechodzi przez kanały w pojemniku (5). Więc… mam cię!
Następny krok – wymontowanie pojemnika. Najtrudniej jest zdjąć wąż wypływowy (niewidoczny na zdjęciu). Mam nadzieję, że uda mi się go z powrotem założyć. Po wyjęciu pojemnika wkładam do kanałów śrubokręt… Zatkane. Wypełniam płynem do usuwania kamienia, zostawiam, idę dokończyć śniadanie.
Szukam w domu pilniczków i zabieram się za czyszczenie kanałów. Przy okazji zastanawiam się jak to możliwe, że zator nastąpił w tak szerokim miejscu. Po złożeniu wszystkiego razem wciskam włącznik i… pralka nie działa. "No tak, jest gorzej niż przedtem". Po chwili przypominam sobie, że wyjąłem wtyczkę z gniazdka. Wkrótce wodne tornado buszuje wewnątrz pojemnika na proszek. No i wirowanie też jakoś się naprawiło.
Kiedy kończę pisać ten tekst, rodzina wraca ze spaceru. Idę chorować dalej, pocieszony, że trochę tej choroby "odrobiłem" 😉