Co sprawia, że tak jak dziś, czuję się spokojnie i dobrze, z odrobiną nostalgii… Z moją dwuletnią Sarą i siedmioletnią Karoliną bawiliśmy się w ogrodzie. Przylega on do cmentarnego muru, do którego dotykają liście krzewów, a gałęzie drzew wyglądają ponad murem nad grobowe krzyże. Mur to miejsce zwykle zapomniane z dwóch stron, odległe od ogrodowych ścieżek czy cmentarnych alejek. Po jednej stronie – nieprzebyte zarośla, po drugiej – stare, rzadko odwiedzane groby, z zardzewiałymi metalowymi krzyżami, wśród wysokiej trawy i pokrzyw. Słońce już nisko, oświetla tylko korony cmentarnych drzew na tle niebieskiego nieba. Ten widok i ten spokój wynagradza nam ostatnie deszczowe, zamknięte w sobie dni.
Niedawne dni spędziłem wśród wielkie cywilizacji. Lotniska, dworce kolejowe, autostrady na Zachodzie – nie widać na nich upływu czasu. Projektowane i utrzymane tak, jakby miały trwać wiecznie w tej postaci. Nie rdzewieją, nie starzeją się, a po latach – wymieniają je na nowe, bardziej przestronne i nowoczesne.
Tutaj, w ogrodzie, nie wszystko utrzymuje człowiek. Są kąty pozostawione ich własnemu biegowi, z zapomnianymi grabkami, starą ławeczką, zarosłe czarnym winem. Nie wiem do końca, co mnie w takich miejscach fascynuje. Może ślad człowieka – że tutaj kiedyś był, może 2 miesiace temu, może rok, że tu pracował, że zostawił coś, co przestało mu być potrzebne. Grabki pordzewiały a z ławeczki odpadła farba, gdyż padały deszcze, ścinał mróz, a w końcu oświeciło ciepłe słońce. Ileż odcieni kolorów, zapachów (bez odświeżaczy na szczęście), jaki mix tworzą one w wyobraźni, gdzie stare obrazy z pamięci mieszają się z aktualnymi.
Ogród to coś zupełnie innego od hali przylotów, gdzie komputerowo dobrano odcień farb, a każdy kącik jest utrzymywany w swoim hiper czystym, niezmienionym kształcie. A przez to nudnym, w końcu prymitywnym, nieciekawym.
Trudno odeprzeć wniosek, że to, co tworzy człowiek, jest dalekie od bogactwa przyrody, pochodzącego od jej nieustannych, niezliczonych mechanizmów. Ciekawe jest dla mnie to, że człowiekowi, próbującemu zmieniać dosłownie wszystko, nie udało się do tej pory zmienic np. rozkładu posiłków podczas dnia, czy harmonogramu snu. W pogodni za rozwojem byłoby przecież uzasadnione wyeliminowanie przynajmniej lunchu, na który tracimy czas odrywając się od pracy, idąc do baru, pochłaniając w sposób nader konwencjonalny i nieekonomiczny pokarmy.
Hala przylotów jest fajna, ale czuję, że to nie jest moje miejsce. Moje miejsce to na wpół zarośnięty ogród. Może tylko dlatego, że tu się wychowałem.