Normalność w nienormalności

Ostatnie cztery dni – spędzone w instytucie pediatrii w krakowskim Prokocimiu, na oddziale kardiologii. Najkrócej mógłbym je określić słowami: normalność w nienormalności…

Nienormalność – ponieważ to jest miejsce, którego każdy rodzic chciałby uniknąć. To noworodki, niemowlaki, dzieci 2, 3, 4… itd. -letnie, z bliznami na mostkach. Dzięki tym bliznom żyją, śmieją się, chodzą, biegają. Nie zdają sobie sprawy, że w ich życiu jest coś niezwykłego, nieprzeciętnego. Zachowują się i czują normalnie, choć cała sytuacja ich życia nie jest normalna – to znaczy – nie jest przeciętna i zwykła, jak u większości dzieci i ich rodziców.

"Przybij piątkę" – tak doktor Zbigniew wita kolejnego malca, który wchodzi do jego gabinetu. Dzieciak za chwilę dostanie zabawkę do ręki, a doktor przyłoży głowicę ultrasonografu do jego piersi, tuż obok blizny. Jedni mali pacjenci są spokojni, usypiają podczas badania, inni – wpadają w rozpacz na sam widok lekarskiego fartucha. Jak wszystkie inne dzieci. Nic niezwykłego. Normalność.

Nienormalność – bo gra toczy się o najwyższą stawkę. To już nawet nie łzy matki, która zza przeszklonej ściany patrzy na bezimienne jeszcze swoje dziecko, i na drgające echo jego serca na komputerowym ekranie. Nienormalność, która w końcu musi stać się normalnością, aby można było dalej żyć, funkcjonować, i walczyć o przyszłość.

Na oddziale dziecięcej kardiologii kolejny dzień. To znów badania USG trwające kilkadziesiąt minut, karmienie noworodków, ważenie pampersów… O, dziś jest inaczej – przyszedł pan Włodek zagipsować i pomalować fragmenty parapetów i stropu. Dwoje dzieci opuściło oddział, jedno przybyło. Normalność w nienormalności.


Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *