Ostatnio nie oglądam dużo telewizji, nie czytam gazet. Z radia śledziłem pobieżnie losy akcji ratowniczej w kopalni Halemba. Wczoraj będąc na krakowskim Rynku zobaczyłem ustawiony namiot. W nim – transmisja TVN24 z przemówienia Kaczyńskiego (nawet nie wiem, którego z nich). Wstrząśnięta i smutna twarz, słowa, które ze znawstwem opisywały "niebezpieczność metanu". Religa, obiecujący stypendia dzieciom ofiar, i "wszelką możliwą pomoc". Znów żałoba narodowa, i czarne wersje internetowych portali.
Z boku namiotu – rząd notebooków (od znanej firmy), do których zapraszała mnie miła pani, by wpisać kondolencję. Na ekranie – znów spikerka, numer konta, potem spot – obejmujący się smutni ludzie, w tle muzyka, którą chyba nawet pamiętam z programów nadawanych 1 listopada…
Patrzyłem na to z dystansem, może dlatego, że przed chwilą oglądałem zdjęcia z World Press Photo 2006, pokazujące, jak wiele nieszczęść jest na tym świecie. Patrzyłem mając wrażenie, że media epatują siebie i nas nieszczęściem, że znów mają temat, którego mogą uczepić się na kilka dni. I nie tylko dają nam okazję, ale wręcz zmuszają do przeżycia katharsis.
I to dobrze, że współczujemy i pamiętamy o nieszczęściu innych. Nie mogę tylko powstrzymać się od myślenia o innych, którzy zgineli zdala od fleszy i kamer. Nie wspomnie o nich premier, choć np. po każdym dłuższym weekendzie powinna być ogłoszona żałoba narodowa. Przecież prawie wszyscy, którzy giną wtedy na drogach, też są niewinni. I jeśli sami nie zadbali o ubezpieczenie swoich bliskich, nikt im nie pomoże.