Śni mi się, że gram na pianinie. Regularnie, co kilka dni. Ale przecież od kilkunastu tygodni nie gram, z premedytacją.
W czwartej klasie szkoły podstawowej byłem dwa miesiące w sanatorium. Tam początkowo nie miałem dostępu do pianina, więc chodziłem po długich, wysokich korytarzach (stare budownictwo) i w rytm kroków, w głowie, w wyobraźni, płynęła u mnie muzyka. Bolała pustka, brak dźwięków płynących od strony klawiszy, a w ten sposób dało się ten ból trochę uśmierzyć.
Teraz, nie grając z premedytacją, działam, na to wygląda, przeciwko własnej naturze, przeciwko czemuś, co jest silne we mnie. Ale poświęcam tę naturę, granie, z którego nie będę miał pieniędzy, na które nawet nie będą przychodzili ludzie, nawet za darmo, bo trzeba o to zadbać i dobrze pogłówkować marketingowo, żeby przyszli. Poświęcam to na rzecz np. robienia filmików. Boli pustka, w jaką wtłaczam się, która skutkuje przeniesieniem grania na tworzenie czegoś innego, na czym można ewentualnie zarobić, a którą nawet łatwiej propagować w internecie, wśród ludzi, która nie jest z definicji abstrakcyjna, jak muzyka.
Takie jest założenie tego niegrania.