Czasem dajecie mi jakieś zadanie, a ja gadam bez sensu o czymś innym. Spotykamy się, żeby porozmawiać o problemie, a panu PK panu przychodzą do głowy jakieś dawne historyjki. Gada, śmieje się, jakby nieświadomy powagi sytuacji. Nauczyliście się to znosić (doceniam), ale jedno zdanie wyjaśnienia – to z powodu poszukiwania rozwiązania, którego na razie nie ma.
Wiem wiem, większość ludzi koncentruje się usilnie poszukując rozwiązania. Zgodnie z hasłem – jeśli bardzo będziesz chcieć, to dasz radę. Ale są sytuacje, w których nadmierna koncentracja nie pomaga. Są ludzie, którzy tak bardzo chcą, że emocje blokują znalezienie rozwiązania. Pamiętacie może, że najlepsze pomysły zdarzają nierzadko nie wtedy, kiedy ich poszukujecie? Pod prysznicem, na spacerze, na wyprawie w góry, gdy nic nie robisz oprócz leżenia na sofie.
Mam dziś taki problem i skręcam się od ponad godziny. Nikt nie widzi, więc mogę sobie pozwolić na skręty. Próbuję znaleźć sposób na odpuszczenie stresu. Rozumiem zupełnie, dlaczego sporo ludzi w pracy twórczej sięga po używki, które rozluźniają, poprawiają humor. Twórczość jest jak macanie w ciemności i mgle, nie ma żadnej gwarancji na nic. Oczywiście, można porzucić twórczość i skopiować coś, co się już samemu zrobiło kiedyś, z pewnymi modyfikacjami. Ale wewnętrzne dążenie do oryginalności, nawet wobec siebie (straszne dążenie), którego nie można odpuścić, staje się przymusem. To pułapka. Wielkie nieba – przymus, pułapka, wewnętrzne niepowstrzymane dążenie – to brzmi strasznie.
Dlatego lepiej pomyśleć o niewinnej i zabawnej historyjce, która zdarzyła się w przeszłości. Ona wyzwala, przynosi zapomnienie, odsuwa stres. Nie zawsze jest tak, że jeśli bardzo chcesz. Bywa tak, że lepiej nie chcieć tak bardzo, tylko leciutko, w domyśle, z tyłu głowy. A efekt będzie lepszy i mniej okupiony.
Moja córka, wczoraj: jestem szczęśliwa, cieszę się. Ale nie mogę się cieszyć za bardzo, bo potem zjazd będzie bolesny…