na ból

W zadawaniu sobie bólu w sytuacjach, w których wewnątrz już jest ból trudny do zniesienia jest sens. Choć jest to postrzegane jako infantylna próba zwrócenia na siebie uwagi, czyli po prostu narcyzm. W tym zadawaniu sobie bólu może chodzić o to, że ten zewnętrzny ból pomaga uzyskać równowagę, jest przeciwwagą. Bo przecież coś jest na rzeczy – kiedy boli ząb, to uderz się w palec…

Wiesz…

Dzień w pracy spędziłem wśród skryptów programowania… To chyba nie jest moje miejsce.

Zatopiony we wspomnieniach, z dopiero co…

To wszystko…
Nie zatrzymywać się… Być.
Jestem dzisiaj, czy jutro…?
Uśmiech, gest, uścisk.

Wiesz, że myślę…

Jestem szczęśliwy

Jestem szczęśliwym człowiekiem. Wokół kochający mnie ludzie. Nawet kiedy boli, kiedy muszę po prostu przetrwać dzień, to kiedy spoglądam wstecz, to widzę pasmo szczęścia. Urodziłem się pod kilkoma szczęśliwymi gwiazdami. Moje marzenia się spełniają. Żyje ze wspaniałym człowiekiem, mam wspaniałe dzieci, znajdują się ludzie, którzy chcą ze mną rozmawiać i być – tak po prostu, bez oczekiwania że będę wyświadczał im przysługi.

Jak to możliwe?

Może niewiele się spodziewam. Może wszędzie wietrzę katastrofę, a skoro nie nadchodzi, to już jest pięknie? Nie wiem. Kiedyś próbowałem to tłumaczyć, dziś już się poddałem. Ot, zjawisko.

Na zdrowy rozum – jestem nienormalny.

Powracamy na ziemię…

Wczoraj w nocy – torby spakowane, samochód spakowany… Cała rodzina miała mnie opuścić dziś rano na prawie tydzień. Powód wyjazdu – praca tłumaczenia Ioany.

W nocy – kaszel Sary, długo nie mogła przestać. Poprzedniej nocy – też trochę kaszlu. Dziś przed wyjazdem – do lekarza. I… zmiany w oskrzelach, w płucu… Zmiana planów.

Jeszcze liczyłem na zwolnienie lekarskie, i że zostanę sam z córką na kilka dni. A jednak… W gąszczu argumentów zgłaszanych przez kobiety… Z których jeden brzmiał: a jak ci spadnie cukier, to kto cię będzie ratował… a dziecko na twojej opiece… Powiedziałem: dziecko będzie mnie ratować, ono ma zapalenie oskrzeli a ja cukrzycę, to sobie poradzimy. Tym argumentem pogrzebałem swoje szanse…

Jeszcze: wizyta u lekarza podniosła mi ciśnienie. Lekarka:
– Może nastąpić spore pogorszenie stanu dziecka.
– Jakie mogą być tego objawy – spytała Ioana, nieźle wystraszona niespodziewaną diagnozą, szybką zmianą planów, załatwianiem zastępstwa za siebie.
– To pani nie wie? Pierwszy raz ma dziecko zapalenie? – lekarka z pretensją w głosie.
No dobrze, można wysłuchać napomnienia. Ale co z tymi objawami? Cisza. Dociera do mnie, że nie usłyszymy tego od niej. Zaczynam się zastanawiać, dlaczego. Zmęczona, zdenerwowana? Przecież pracuje dopiero drugą godzinę po świętach. Może nie wie? W takim razie lepiej nie pytać. Może tak oczywiste, że nie chce strzępić języka na takie głupoty, powinniśmy sami wiedzieć. Może więc w internecie się znajdzie, może jakaś encyklopedia. Myślę tak sobie i narasta we mnie wściekłość. Pytam w końcu oschle:
– To jakie mogą być te objawy?
– Wymioty, gorączka.

Jest w tym jakieś nieporozumienie. Chciałbym wiedzieć – jakie. Nie chcę konfliktów w gabinecie. A może to taki styl po prostu. Trzeba pytać do skutku i tyle.

Kontakt z Nim – przez Niego

Dobiegają końca Święta Wielkanocne, święta związane ze śmiercią Jezusa, Zbawiciela. (Wielkanoc i Jezus Chrystus – samo to zestawienie jest w sobie prawie "kosmiczne"). Pośród stołów zastawionych ciastem, trunków, rozmów bardziej lub mniej świątecznych… Jezus zbliżył mnie do Boga – umożliwił mój kontakt z Nim. Do tego kontaktu nie jest konieczny żaden inny pośrednik. Nie trzeba za niego płacić pieniędzmi. Nie jest konieczna żadna instytucja, o bardziej lub mniej rozwiniętej hierarchii, organizacji. Kontakt z Bogiem to osobista nić, łącząca ludzi, którzy Go szukają, z Nim – przyczyną i sensem istnienia.

Boga nie trzeba utożsamiać z żadnym kościołem. Pretensje do bycia "kanałem", "pośrednikiem" itp. stają się żałosne wobec przeglądu historii kościołów jako organizacji – im jest ona dłuższa, tym bardziej kompromitująca. Marzenia o "rządach dusz"… Czy rzeczywiście po to, aby doprowadzić je do raju…?

Bóg jest ponad. Z pewnością ponad ludzkie chrześcijaństwo… Ponad jego organizację, czasem chimerycznie rozbudowaną. Ponad jego sług, zwłaszcza tych słabych i grzesznych. Dlatego Bóg dał możliwość dotarcia do Niego bezpośrednio – tylko przez Jezusa. I przez minimalną grupę Jego wyznawców: Bo gdzie są dwaj albo trzej zebrani w imię moje, tam jestem pośród nich.

Chrystus rodził się i umierał niemal w samotności, w nędzy, wśród najbiedniejszych, najprostszych i najbardziej naiwnych ludzi – "tych małych". Wydaje się, że do dziś to się nie zmieniło. Wielkie tłumy nie są dowodem słuszności.

Dlatego i Jezus, aby krwią swoją uświęcić lud, poniósł mękę poza miastem. Również i my wyjdźmy do Niego poza obóz, dzieląc z Nim Jego urągania. Nie mamy tutaj trwałego miasta, ale szukamy tego, które ma przyjść.
Hbr 13, 12-14

Śmierci Chrystusa nie trzeba powtarzać…

To bowiem uczynił raz na zawsze, ofiarując samego siebie.
Hbr 7, 27


Odnaleźć Boga – z pominięciem wielkich "firm" – zbiurokratyzowanych, skostniałych, bezradnych wobec trawiących ich przyziemnych problemów… 

Na czym polega

Doszło do tego, że nie jestem w stanie Ci opowiedzieć wszystkiego, co chciałbym – co przeczytałem, co w związku z tym przeżywam, o wszystkich moich odkryciach, podróżach w nowe rejony intelektualne i emocjonalne. A gdybym nawet znalazł na to czas, to i tak byłby to dopiero początek. Żyjemy tak blisko siebie, a pomimo tego – jak w oddzielnych mydlanych bańkach. Płynących w powietrzu poprzez codzienność, i zderzających się, a wtedy na krótko jesteśmy w stanie zetknąć się ledwo dłońmi…

Życie z kimś… polega więc na czymś innym… Może: widzieć, nie patrząc, czuć – nie dotykając… Wierzyć, ufać – przez przestrzeń i czas…

Nie-przypadek

W dość zwykłym momencie życia pojawia się, powoli a jednak niespodziewanie, ktoś, kto swoją osobą idealnie odpowiada na niedawne doświadczenia, pytania, rozczarowania, rezygnacje. Podsuwa mi dokładnie to, czego potrzebowałem, a czego nie podejrzewałem, że potrzebuję. Podsuwa mi – temu kapryśnemu malkontentowi, leniwemu marzycielowi – w taki sposób, że nie tylko akceptuję, ale wciągam się i sam proszę o więcej. Zresztą, tylko ten sposób jest na mnie skuteczny.

A właśnie, skąd on o tym wie? Najwyraźniej wie dużo… Skąd? Czy to moja kolejna szczęśliwa gwiazda? Jasnowidz? Przenikliwy obserwator? Anioł…? Posłaniec Mędrców ze Wschodu? Może agent, śledczy, psycholog eksperymentujący, ukryta kamera? Moje podejrzliwe spojrzenie nie trafia. Na euforię zaczynam być za stary, na obawę – niestety jeszcze nie. To jak przypadek – nie-przypadek z Traktatu… Myśliwskiego, zdarzenie bez znaczenia i bez związku, a mające ogromne znaczenie i związek.

Rzeczywistości jest niepoznawalna. Zaskoczony bezradny. Ta postawa zwalnia mnie od mozołu stawiania pytań, dociekania, wyjaśniania. Niech pozostanie moja cisza. Nawet nie wiem, czy to, co teraz czytam, co odkrywam, będzie dla mnie jakimś wymiernym zyskiem. Idę za nieśmiałym, ale nie pozostawiającym wielkiego wyboru, głosem z wewnątrz.

Rezonans

Dręczy mnie obawa, że posiadam klucz do jego duszy, i mógłbym bez zbytniego wysiłku, ba – nawet przez nieuwagę – do niej sięgnąć, dotknąć, rozchwiać, zniszczyć… Doprowadzić jego emocje, tak podobne do moich, do szaleńczego rezonansu, bo on jeszcze bezbronny, nie zaprawiony w boju z nimi… Pozostaje nadzieja w dziecięcych mechanizmach obronnych, i w tym, że Opatrzność obroni dziecko przed jego własnym ojcem…

Doświadczenia nie można przekazać wprost

Beniaminie, płaczesz w nocy. Widząc mnie, żachnąłeś się, odwróciłeś. To nie mnie się spodziewałeś. Nie chcesz mnie, wolisz leżeć sam, i bym się do Ciebie nie zbliżał. A ja to rozumiem, Twój zawód, Twoją złość, żal, bunt. Nie złoszczę się na Ciebie. Mogę czekać, w odległym rogu pokoju, wiem, że na mnie patrzysz, i nie chcesz, żebym odchodził. Bo ja Ciebie dobrze rozumiem, dlatego się uśmiecham i zostaję z Tobą. 

Meandry życia, ale na tyle subtelne, że nie da się ich wytłumaczyć słowami – komuś, kto ich nie przeszedł. Bolesny paradoks, ludzki los – sam, na własnej skórze przerabiasz materiał poszczególnych klas.

Przyjaciel Michał powiedział – szczęście, że doświadczenia nie można przekazać wprost drugiemu człowiekowi, że on musi sam do niego dochodzić, bo byśmy skrzywili komuś osobowość.

Dociera do mnie, że mój syn będzie szedł ścieżką podobną do mojej. A ja nie będę mógł mu uświadomić, co go czeka za kolejnym zakrętem. Bo moje "przepowiednie", instrukcje, mogą mu jeszcze bardziej utrudnić odnalezienie właściwej drogi.

Przygotowuję się do tego, aby z moim synem być, kiedy będzie przechodził te historie. I nawet mu za dużo nie mówić, zanim zapyta.

To wnioski niesamowite, dziwne, zaskakujące… Ale tak silnie stające mi przed oczyma…