Leżał na łóżku i był szczęśliwy. Był szczęśliwy bo mógł podnieść rękę i sięgnąć po butelkę wody. Stojącą na stoliku. Nawet był w stanie jej nie strącić, i nawet nie musiał się przy tym specjalnie koncentrować. Jeszcze więcej szczęścia dawało mu odkrywanie, odkrywanie kolejny raz, że jest w stanie się odwrócić. Leżąc na łóżku może się odwracać, kiedy leżenie na prawym boku, z lewą nogą lekko z tyłu, staje się nieznośne. Nieznośnie bolesne. Nie do wytrzymania. Z powodu odrętwienia i bólu, rosnącego z każdą próbą poruszenia się o centymetr, poruszenia każdej części ciała, z wyjątkiem powiek. Ale teraz nie, teraz może się odwrócić, mógłby się odwracać dwa, trzy, cztery razy, ale boi się i nie robi tego, bo tli się w nim podejrzenie, że jest jakiś limit na życie, na odwracanie się w łóżku. Ba, że jest limit na odwracanie się na jedną noc, i jeśli właśnie się wyczerpie, to game over, nagle pozostanie jak w stopklatce, na prawym boku, z lewą nogą podwiniętą do tyłu i narastającym nieprzejednanie bólem.