Fryzjerka

Poszedłem do fryzjerki. Tej, którą znałem trzydzieści lat. Ona jakoś zawsze miała czas. Nigdy nie rezerwowałem wizyty. Zanim doszedłem do drzwi jej salonu (przez całe życie mówiłem: zakładu fryzjerskiego) usłyszałem, że jej nie ma. I najprawdopodobniej nie będzie. I że mógłbym ją jeszcze zastać, zobaczyć, w szpitalu. Jeśli się pospieszę…

Młodsi mówią, że sama jest sobie winna. Lokomotywa. Starsi raczej milczą. No bo co powiedzieć…

————

Kobieta w średnim wieku wyszła ze szpitala. Zaczęła się zastanawiać, czy w miasteczku ktoś zauważył, że na ulicach nie było jej przez trzy tygodnie. I że teraz znów jest. Dziwna nadzieja, a kto miałby zauważyć i dlaczego. Na ulicy w miejscu jednego człowieka pojawia się inny, a nawet jak jest pusto, to i tak nie wygląda dziwnie. Czasem nawet, gdy idzie człowiek, to nie jest takie pewne, bo może i nikt go nie zauważy. Nie powie dzień dobry, co by znaczyło, że jednak istnieje, jeden i drugi, bo skoro ten mówi a tamten odpowiada, albo tylko słyszy i kiwnie głową… No nie wiesz, najzwyklej nie wiesz, jeśli ze szpitala kiedyś nie wyjdziesz, to czy ktoś w miasteczku sobie przypomni. Może jak zobaczy klepsydrę. Jak popatrzy. Bo niektórzy na klepsydry nie patrzą.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *