Odszedł Karol. Człowiek już niemłody. Można powiedzieć, za przeproszeniem, że stary. Może nie stary, ale starszy. Ile miał lat? Dziewięćdziesiąt jeden. Zaraz zaraz, to przecież stary. Ale nie wyglądał na takiego.
Odszedł myśliciel. Ależ to brzmi! Cokolwiek napisać, zabrzmi banalnie. Np. to, że był oczytany ponad przeciętność, w historii, geografii.
Miał wadę wymowy tak silną, że trzeba było wprawy, żeby go zrozumieć.
Znał angielski i esperanto.
Siadał w parku z gazetą i podnosił ją wysoko do oczu, zasłaniając swoją niewysoką postać. Mały człowieczek na ławce w parku, z żaglem z gazety zamiast głowy.
Kilka lat temu ciosem była dla niego śmierć syna, zmarł na serce, co nie jest rzadkie u ludzi z zespołem Downa.
Może chodzi o nieustający ton fascynacji w jego głosie? O zamyślony wzrok, który parzył obok tego, co widać tak po prostu?
Pielęgniarka, późnym wieczorem, przyszła zmierzyć mu ciśnienie. On wcześniej zasnął. Gdy przyszła, już nie oddychał. Z punktu widzenia medycznego, powikłanie po zapaleniu płuc. Praktycznie starość. Logicznie wszystko się zgadza. Ale coś wydaje się nie tak. To nie jest tylko coś. To jakaś niepozorna, ale w istocie gruba sprawa, jakaś skucha jest w tym, jakieś draństwo.
Choć przecież wielu chciałoby tak skończyć, może i każdy. Usnąć. To jak nagroda. Czym sobie na nią zasłużyć? Nie ma opcji „zaznacz twój wybór”, więc to jak łaska dla wybranych.