Pieczarkom najpierw urywa się nóżkę. Potem dopiero zdziera skórkę z kapelusza, i z nóżki też można. Przypomniał sobie o tym dopiero po dobrych piętnastu minutach. Od kiedy sobie przypomniał, poszło mu o wiele szybciej. „Drobnizna” pomyślał, obracając w lewej ręce małe grzybki, jeden po drugim. Zabawa z nimi, miał wrażenie, będzie trwać i dwie godziny. Trwała może czterdzieści minut. Potem postawił pełną patelnię na kuchence. Krojone pieczarki po chwili zaczęły szeleścić, szumieć, spomiędzy nich uniosła się para. Otworzył okno, szybko poczuł chłodne powietrze. O jedenastej w nocy kuchnia ożywa, o ile coś skwierczy na ogniu, mimo, że za oknem ciemno. Jak za czasów babci, która codziennie paliła w kaflowym piecu i gdy z garnków syczało, skwierczało było jasne, że dom żyje.