Skrzywił się połówką twarzy, przymykając jedno oko.
– Jak przyjdą, nie wpuszczę. Nie będę z nimi rozmawiał. To znaczy mogę pokazać, gdzie jest sekretariat, proszę bardzo, na pierwsze piętro i na wprost, to należy do moich obowiązków. Ale ja nie mam obowiązku oprowadzać nikogo po budynku, zresztą nawet nie mogę tego zrobić. Bo panie Wieśku, ja mam chronić obiekt, a nie pokazywać go innym, nie wiadomo komu. Ja ich nie znam, nie muszę ich znać. Przyjdą – powiem dzień dobry i pokażę – tam jest sekretariat.
Dziś jestem do północy, potem już mnie nie ma. Potem niech przychodzi ktokolwiek kto chce i nie chce. Panie Wieśku, potem to już mnie nie interesuje. Jak sobie dadzą radę? Mnie to nie interesuje. Na pewno sobie dadzą radę, ja w to nie wątpię. Ale jak, w to już nie zamierzam wnikać. Ja dobrze wiem, jak to wygląda, jakie tu są, że tak powiem, warunki i zależności i powiem panu, panie Wieśku, że nie jest to łatwe. To jest, że się tak wyrażę, specyficzne. Ale każdy musi to poznać, że tak powiem, sam od siebie.
Nie, nie żałuję. Traktuję ten okres jako, powiem panu, doświadczenie życiowe. W każdym miejscu jest inaczej i wie pan, czasem człowiek, siedząc sobie tak w jednym miejscu, nawet by nie pomyślał, jak może być w innym. To się, że tak powiem, w głowie nie mieści. Nie żeby to było od razu coś strasznego, nie. Tylko, panie Wieśku, że może być akurat tak, jak jest tu, a nie gdzie indziej, gdzie właśnie jesteśmy. Aż tak inaczej.
Ludzi wspominam, oczywiście. I powiem panu, że w sumie chodzi o to, żeby człowiek człowiekowi był człowiekiem. Tu się wszystko zaczyna i tu się kończy. Nie chodzi o nic specjalnego, tylko o to, żeby traktować drugiego człowieka tak, jak się należy. Tylko tyle albo aż tyle.
Do zobaczenia. Mówię do zobaczenia, bo nigdy nie wiadomo, czy się jeszcze spotkamy. Miejmy nadzieję, że tak. Wszystko jest możliwe. Tak jak powiedziałem, jestem do północy, a potem mnie nie ma. Do zobaczenia. Klucz pan zostawił, dziękuję.