Żyję w kosmosie – tyle jestem w stanie napisać. Przyjechali teściowie zza trzech granic. A nasz dom liczy od dziś, na kolejne trzy dni, czwórkę dzieci. Wyjaśnię, że jedna z moich przedmałżeńskich rozmów z moją ówczesną narzeczoną dotyczyła liczby dzieci, kiedy to wymieniłem właśnie liczbę „cztery”.
Jestem też po przelewaniu samogonów, które przyjechały zza trzeciej granicy, a które w oryginale mają nazwę „țuică” oraz ”vișinată”. Dzięki nim moja zdolność oceny wzniosła się na niecodzienny poziom, podbudowany radością z niecodziennego spotkania jak i tym, że jest po prostu piątek wieczór.
Gdybym chciał szerze wyjaśniać, na czym polega moja bytność w kosmosie, musiałbym napisać powieść. Nie wątpię, że wtedy wszelkie okoliczności, powody i wyniki stałyby się dla was jasne. Niemniej jednak nie jestem pewien, czy kiedykolwiek będę w stanie napisać powieść. Tak więc podejrzewam, że pozostanie tak, jak jest. Jak w przypadku setek tysięcy i milionów ludzi, którzy przeżyli coś, ale nie są w stanie tego zanotować, zachować, zapisać, przekazać, wyrazić. Co nie oznacza przecież, że to się nigdy nie zdarzyło…