Martwa cisza panuje w domu. Czy to możliwe, że jest tak cicho? Może to złudzenie, bo przed chwilą był jeszcze szum opon na asfalcie, odgłos silnika i pędu wiatru opływającego karoserię.
Słychać jednak delikatny, niewidzialny dźwięk jakby samolotu lecącego gdzieś wysoko w ciemności. A może to jakaś maszyna, pracująca w sklepie spożywczym naprzeciwko? Agregat wielkiej chłodziarki na przykład. Zresztą brzmiał tak samo zawsze. Lecz umilkł teraz, a ciągle zdaje się, że gdzieś w górze, daleko, mknie samolot.
Na podwórku kładła się jasna plama, podwójne romby wyświetlone jak projektorem. Na piętrze paliło się światło w pokoju dzieci. Można pomyśleć, że jeszcze nie śpią, choć dochodzi północ. Ale w pokoju panował bezruch i kołysały się dwa spokojne oddechy. W rozświetlonym pokoju, jak podczas słonecznego dnia. Obraz jak z Latającego Holendra, na którym wszystko zamarło nagle i tak pozostało na zawsze. Otwarta do czytania książka, pióro, które przerwało pisanie w połowie zapisu dziennika okrętowego, krzesła odsunięte od stołów, jakby ktoś właśnie wyszedł i miał zaraz wrócić.
W kuchni kłapie zegar. Ach jak kłapie niestrudzenie…!
Kto więc powiedział, że jest cisza.