Czyż nie jest coś fascynującego w tym, że dostaje się na przykład narty, których wcześniej już ktoś używał, ktoś mi nieznajomy? Jadąc wyciągiem narciarskim zabijam nudę i rozmyślam o tym, jakiego śniegu dotykały moje narty, zanim trafiły do mnie. Może był on alpejski…? Nigdy nie byłem w Alpach, więc może były tam przynajmniej moje deski. Kim był poprzedni właściciel? Może była to kobieta? Czy jeździł szaleńczo od rana do wieczora, kiedy już wyruszył na stok, czy rekreacyjnie, przepijając co dwa, trzy zjazdy, ciepłą herbatą…
Mój samochód skończy w tym roku dwadzieścia jeden lat. Przypominam sobie, że dwadzieścia lat temu jechałem z przyjaciółmi z Krakowa do Kryspinowa. Kierowałem samochodem, który wtedy też miał dwadzieścia lat. A przed nami wlokła się szeroka jak szuflada, czarna karoseria eleganckiej (w tamtym czasie) i nieosiągalnej dla nas limuzyny. Dziwiliśmy się my młodzi, jak można jechać tak leniwie samochodem, który mógł mknąć szybciej niż dwieście kilometrów na godzinę. Dziś siadam za kierownicą właśnie tego modelu… Nieosiągalne stało się z czasem osiągalne. A czy ma jakieś znaczenie to, że zaledwie dwadzieścia lat później?
A może to dokładnie ten sam samochód! To byłoby niezwykłe…
Przemijanie. Kierowca swojego pierwszego auta pamięta, jak na karoserii zobaczył początki rdzy. (Może podobnie czuje przystojna kobieta, która zauważa u siebie pierwsze zmarszczki.) Rdza z czasem będzie coraz wyraźniejsza, coraz częściej będą też pojawiać się awarie, a właściciel będzie próbował ratować co się da, jak długo tylko będzie miało to sens. (Miesiąc temu odkręciłem dolne światła przeciwmgłowe, ratowanie ich nie miało sensu.)
Cicha radość. Cicha, bo się nią nie chwalę. Nie chwalę się, bo raczej nie ma komu. Bo kiedy próbowałem się nią chwalić, słuchacze patrzyli na mnie dziwnie. Radość polegająca na utrzymywaniu przy życiu czegoś, co inni dawno by już wyrzucili i kupili nowe. Nie chodzi o utrzymywanie rzeczy bezwartościowych, lecz takich, które ciągle mają swoją wartość i czar, mimo, że wyglądają na bezużyteczne, a według niektórych wręcz wstydliwe. Jak samochód Pana Samochodzika.
Sklepy z używanymi ubraniami. W naszym małym miasteczku, w centrum, są co najmniej cztery. Kiedy idę tam, bo potrzebuję nowych (starych) spodni to czuję, że naprawdę mogę wybierać wśród rzeczy, na które mnie stać. Może to wrażenie pozostało z dzieciństwa, gdy często słyszałem, że nie mamy pieniędzy. Nie wiem do końca jak było, ale tak zapamiętałem. A potem, kiedy zacząłem żyć z moją dziewczyną, nie mieliśmy pieniędzy, to fakt. Może wtedy właśnie jest najtrudniej iść do takiego sklepu.
Dziś nie mam podobnych kompleksów, uśmiecham się tylko, że ktoś mógłby mi zarzucić, że kupując używane, fajne spodnie za sześć złotych, nie przyczyniam się do wzrostu produktu krajowego brutto. Jakoś nie obchodzi mnie tak rozumiany patriotyzm. Próbuję też trzymać się z dala od wszystkich ideologii życia na fali, które próbują wycisnąć z nas maksimum pieniędzy. Jeśli nie muszę brać kredytu, by kupić nowszy samochód, to po co miałby to robić? Auto za czterdzieści tysięcy wcale nie musi być bardziej trwałe od tego za piętnaście.
W naszym świecie ciągle są nisze, takie małe schowki, w których można nieźle się odnaleźć. Najgorsze to płynąć z falą, to najmniej ciekawe i najdroższe, wbrew pozorom. Jeśli tylko uda się uwolnić od szeroko wciskanej nam ciemnoty – musisz to lub owo mieć, masz się tak a tak ubierać, trzeba być takim a takim.