Wyznanie dla komputerowców
Siedem lat temu moja fabryka kupiła całą stację roboczą firmy Apple. Pamiętam, że trudno było mi się przestawić na sposób, w jaki działała mysz. Pamiętam też, że od zawsze nie lubiłem klawiatury Apple, ponieważ najzwyczajniej nie pozwala naciskać klawiszy, o ile nie zrobiło się tego dokładnie pod odpowiednim kątem.
W myszy najbardziej doskwierała mi kulka, która w zamyśle powinna umożliwiać manipulację w dwóch kierunkach. Powinna, ale robiła to kapryśnie. To lepiej już, kiedy coś w ogóle nie działa, niż działa według własnego uznania, które trudno mi zgłębić. Przyciski działały dziwnie, w zasadzie był to jeden przycisk, który miał rozpoznawać, gdzie naciskam mysz, czy z lewej czy z prawej strony. Ale częściej nie rozpoznawał.
Dziś skończyła się moja cierpliwość. Zapytałem Grześka, który jest u nas informatykiem, czy nie ma wolnej myszy. Znalazł taką najzwyklejszą, na kabel i wcale nie laserową. Podłączyłem i od razu poczułem ulgę. Zacząłem się zastanawiać, dlaczego nie zrobiłem tego wcześniej?
Dobra, teraz czas na klawiaturę. Co z tego, że mysz i klawiatura Macintosh kosztowały trzy razy więcej, niż dobrej klasy akcesoria innej firmy? Czy dlatego mam czuć do nich sentyment?