O zwycięstwie Polaków w siatkówce dowiedziałem się od znajomych na fb. Informacja ta była jedną z wielu, pomiędzy zdjęciami z chrzcin z Rumunii, zdjęciami bliskich znajomych, którzy wyemigrowali do USA, zdjęciami przyjaciela, który w weekend był na wycieczce w Gorcach.
Sam się sobie dziwię, jak daleko jestem od sportu pokazywanego w telewizji… Jestem daleko od telewizji w ogóle, a kiedyś niełatwo było mi się od niej oderwać. Teraz się z tego cieszę, jest mi bez niej tak dobrze.
Zawożąc mojego chłopaka na treningi piłki nożnej widzę, jak tam, w starszej grupie, świetnie grają! Widzę na żywo, bez kamer, powtórek. Kiedy pierwszy raz to zobaczyłem, oczarowali mnie ci chłopcy. Podania z pierwszej piłki, szybkie przejście pod pole karne przeciwnika, strzały na bramkę bardzo mocne, pewne, bez zbędnych dryblingów. Pomyślałem, że zerkając czasem jednym okiem, gdy mój ojciec ogląda polską ligę, to nigdy nie widziałem takiego polotu w grze, takiego rozmachu, prostoty, parcia do przodu.
Przechodząc przez Galerię Krakowską zauważyłem imprezę promocyjną. Jest tam takie miejsce, gdzie można rozłożyć scenę. Odbywają się tam czasem koncerty, pokazy. Tym razem chodziło o obuwie, jak mi się wydaje. Przemowa konferansjerów właśnie przegrodzona została występem dwóch par tanecznych. I co ciekawe – tańczące pary były rejestrowane przez dwie kamery, a obraz z nich był wyświetlany na ekranie w tle sceny, za tańczącymi. Obraz nie był niczym szczególnym, to proste powielenie tego, co widać gołym okiem.
A jednak to nie to samo. Dopadło mnie przejmujące wrażenie, że bardziej pożądany wydaje się obraz z ekranu, niż ten prawdziwy. Że przyzwyczajeni do ekranu, telewizora, projektora, bardziej akceptujemy i oczekujemy takiego właśnie obrazu. On podnosi rangę wydarzenia, jest czymś bardziej eleganckim, godnym uwagi. A przecież w zasięgu ręki, w odległości dwóch, trzech metrów, miałem żywe twarze tancerzy, ich prawdziwe ciała gnące się subtelnie, ich nieudawany wysiłek. Ale nie! To już nie jest to, czego oczekujemy. Na twarzach widać pot, na ekranie tego nie ma. Ekran jest czystszy formalnie, bardziej poukładany. Na ekranie kamerzysta wskazuje nam, na co patrzeć. Nie musimy poruszać głową, wszystko jest podane jak należy. A za tancerzami musiałbym się rozglądać w lewo i w prawo, czasem jakiś widz zasłoniłby mi widok, no i ciągle ta sama perspektywa – to mniej ciekawe, nudne.
Przejście do świata wirtualnego to tylko kwestia czasu. A kiedy zaczną zanikać nam mięśnie, a roztycie się jeszcze pogorszy stan zdrowia, pozostanie porzucić ciało i w całości przenieść świadomość do jakiejś krzemowej kości pamięci.