Gdybym napisał tu jeden tekst do wszystkich, z którymi zalegam spotkania i rozmowy, że żałuję, że się z Wami nie spotykam i nie rozmawiam, to nie zdziwiłbym się, gdyby powstała w Was myśli, żeby po prostu dać mi w twarz.
Istota kontaktu polega na tym, że jest tylko jeden, niepowtarzalny. Każdy z nich wymaga wyłączności, oddzielnego miejsca w czasie, przestrzeni, a tak naprawdę – w mózgu. Dlatego sam nie czytam, nawet nie otwieram życzeń świątecznych, kiedy jest oczywiste, że zostały rozesłane grupowo, „do wielu”. Skoro więc sam tego nie akceptuję, to czy mam prawo oczekiwać, że inni będą?
Co więc mogę zrobić? Ograniczyć liczbę ludzi, z którymi utrzymuję kontakt, bo jakoś się z nimi rozumiem? Ograniczyć do tych, z którymi rozumiem się najlepiej i czuję najbliżej? Ale czy nie będzie to prosty egoizm? Inne rozwiązanie to robić tyle, ile mogę, i mieć nadzieję, że inni jakoś to zrozumieją i zniosą. W praktyce czuję się bezradny i patrzę tylko, co z tego wynika…