Wczoraj, po pracy w dużym mieście, wieczorem, a w zasadzie – w nocy, dotarł do samochodu. Stał jako jeden z wielu, na ulicy, przysypany lekkim nalotem śniegu. Już z daleka, na przedniej masce, puchło dumnie duże serce. Drugie, mniejsze i pochylone, zdawało się bić na tylnej szybie. A na przedniej, z niewielkiej doniczki zaznaczonej bruzdą w śniegu, wyskakiwał na łodyżce, kreślony sprawną linią, czterolistny kwiatek.
Gdyby serca i kwiaty wyłaniały się też na innych maskach i szybach samochodów. Ale nie. Ciekawe. Może ktoś znajomy, i nie po prostu – znajomy – tędy przechodził…? Wyobraźnia podsuwa kolejne możliwości. No bo kwiatki i serduszka – to musiała być dziewczyna. Ale która? Czy ją znam? Zaraz zaraz…. może jednak lepiej niczego sobie nie wyobrażać.