Pisać tak, jak grać

Dziesięcioletni dzieciak siada przy pianinie i zaczyna grać. Dziś mu nawet wychodzi. Nie ma przed sobą nut, nie gra nawet z pamięci. Sam jeszcze nie wie, jakie klawisze naciśnie za chwilę. Lecz gra.

Kiedy próbował grać przed miesiącem, zabrzmiało kilka akordów, posnuła się melodia, lecz nagle chłopak uderzył dłonią w białe i czarne klawisze, i wstał szybko, zostawiając w pokoju samotny instrument. Teraz melodia nie kończy się, choć przemijają kolejne motywy, rozwijane i zanikające.

Chłopak nie wie, dlaczego ciągle gra akurat dzisiaj. Przed godziną wrócił z wakacyjnej wyprawy, długo siedział na tylnym siedzeniu rodzinnego samochodu, wpatrzony w krajobraz, znudzony w końcu. A jeszcze wczoraj patrzył przez okno małego drewnianego domu w lesie, w którym nigdy przedtem nie był. Przez piaszczysty las chodził codziennie do krótkich wydm, gdzie zaczynał słyszeć szum, zanim jeszcze pojawiły się fale.

Którejś nocy lekki domek domek trząsł się pod uderzeniami burzy, jak zły sen, bo rankiem ledwo pozostały szybko znikające kałuże, w ciepłych promieniach słońca. Powstało na długo wcześniej, zanim mały wyglądnął znów przez okno.

Plażowy latawiec wspiął się wysoko, nie do wiary, jak wysoko może wznieść się zwykły latawiec, trzymany na żyłce tak długiej, że szybko znika z oczu. Czy rzeczywiście jego dłoń i latawiec, taki niewielki, tam wysoko, mają coś ze sobą wspólnego, wspólny los połączony przezroczystą żyłką.

Na kempingu, w sąsiednim domku, był kolega. Grali razem w piłkę, między wysokimi sosnami była rozwieszona siatka. Butami, żłobiąc rowki w ściółce, wyznaczali sobie plac gry. Kolega wyjechał pierwszy, z rodzicami, tak jak wszystkie dzieci, które przyjechały tu na wczasy. 

Teraz, kiedy gra na pianinie, nie wie, dlaczego układają mu się melodie, i choć jedne się kończą, to ciągle zaczynają nowe. I ma wrażenie, że mógłby tak grać bez końca, ale i tego nie wie, że to tylko wrażenie. I oczywiście nie sądzi, że może być to jakaś sonata, koncert (na pianino), suita, czy choćby miniatura albo etiuda, bo nie za bardzo ma pojęcie, co to sonata i czym się różni od etiudy.

Po trzydziestu latach znów siada do pianina i znów zaczyna grać. I jeśli motywy pojawią się znów, tak po prostu, to on wie, dlaczego. Po trzydziestu latach, na klawiaturze, przywołuje latawca na przezroczystej żyłce, zapach igliwia leśnego boiska, szum fal, który rozbrzmiewa od krótkich wydm. I codzienny spacer przez piaszczysty las. Że to wciąż żyje, że wprawia w ruch palce, o tym nawet boi się pomyśleć. Bo tak na zdrowy rozum, to wydaje się niemożliwe.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *