Wczoraj udało się zrealizować program rozmrażania lodówkozamrażarki. Rano została wyłączona, wieczorem, o 23:00, włączyłem ją z powrotem – już suchą, umytą, wraz ze wszystkimi półeczkami i szufladkami. Zająłem się tym ja, jako człowiek przebywający na urlopie i przyczyniający się do życia rodzinnego.
Nie było to niezbędnie konieczne. Lecz zaczęło się od tego, że opadły drzwiczki i ocierały się przy zamykaniu. Padło stwierdzenie, że mógłbym z tym coś zrobić, na co ja, że trzeba by zdemontować drzwiczki, a trudno to robić w pośpiechu, a powoli, to już można rozmrozić. To było we wtorek, zdaje się. Wiedzieliśmy już, że goście mają wyjechać w czwartek wieczorem, więc piątek wydał się idealny.
Nie zrobiłem tego z jakichś wysokich powodów rodzinnych czy altruistycznych. Można było jeszcze z tym żyć, nie było tak źle. Zrobiłem to dla siebie, dla swojej duchowości. Efekt już mam – dzisiaj rano udało się napisać dwa z kilku zaległych tekstów, do których się kiedyś zobowiązałem. Opóźnienie tłumaczyłem brakiem odpowiedniego ducha, więc rozmrażanie lodówki przydało się jak znalazł.
Co prawda dziś rano teksty powstały też kosztem zajmowania się dziećmi, ale wygląda na to, że im również wyszło to na korzyść. Zrobiły sobie same śniadanie, właśnie to, co potrafią i lubią, czyli parówki. Potem tworzyły jakieś napoje, z wykorzystaniem lodu z właśnie wyczyszczonej zamrażarki. Do wczoraj nie dało się wyciągnąć szufladki na lód, z powodu zalodzenia, ale po rozmrożeniu teraz wszystko już działa. Znalazłem też w kuchni użyty wyciskacz do cytrusów, plamy na podłodze i parapecie (a mówiłem, że jak coś się przygotowuje, to robić na stole). Mnóstwo walających się sztućców, używane w różnych celach talerze, większe i mniejsze. Nic, ważne, że nie są głodne i poszły na podwórze. Wyglądając od komputera zobaczyłem mokre okno na pierwszym piętrze, a na podwórzu – ciągnęły właśnie ogrodowego węża. Wyjaśniłem, że nie leje się po ścianie i tynku, jak już chcą, niech leją po drzewach; chyba zrozumiały.
Rozpisałem się najwyraźniej, bo oto proszę – siedzę i palce coś mi tak stukają, tekst się leje, może więc wykorzystam okazję i nastukam parę akapitów, na zapas, na kolejne zamówienia.