Twardnieją opony

Jest chłodniej. Odczuwa to i samochód, a skoro on, to i ja też. Zresztą skąd bym wiedział, że odczuwa to nasz samochód, gdybym ja tego nie odczuwał.

Wiele aut na gaz czasami stają się silniejsze, gdy temperatura powietrza spada. To te z prostszymi instalacjami gazowymi, jak w moim aucie. Po drugie – opony letnie w temperaturze poniżej 13-15 stopni wyraźniej twardnieją. To sprawia, że auto czujniej reaguje na skręty kierownicą – i to też jest bardzo fajne. (To fajne oczywiście na suchej nawierzchni, nie ma mowy o śniegu, lodzie czy nawet oszronieniu, deszczu też).

Wspominam poprzednie „kapcie” – Dunlop Sport 225/60 R15. Dostałem je w spadku, miały z trzynaście lat, czyli niemłode i w zasadzie należało już na nich nie jeździć. Ale były twarde, auto szło posłusznie za kierownicą, co jest fantastycznym uczuciem. Tylko raz udało mi się zauważyć  ich ugięcie – to było pewnego bardzo gorącego, letniego popołudnia. Kupiłem potem Fuldy o tym samym rozmiarze i już na pierwszej jeździe się rozczarowałem. Zachowują się jak balony, auto na nich pływa i nie wiadomo do końca, czy na zakrętach jeszcze się uginają, czy już ślizgają. Zawsze wchodząc szybko w zakręt trzeba wkalkulować to ugięcie. Jest to niepewność i strata czasu, w trakcie którego auto osiada w zakręcie”. To trwa nawet z sekundę, a sekunda to wieczność w takich momentach.

No ale trudno, kupiło się takie kapcie, teraz trzeba dojeździć, z powodów finansowych 😉 Jest pociecha – miękkie opony mniej zużywają zawieszenie.

Niesamowite czuć duszę auta podczas jazdy. Staje się ona tak wyraźna, namacalna wręcz. Auta lubią jeździć, jeśli oczywiście nic im nie dolega i mają sensownego kierowcę.

Czuję, jak ono chce, by wprowadzić je w drżenie, by silnik odetchnął pełniejszą piersią, by dać mu trochę polotu, fantazji. Chce się oprzeć mocniej w zakręcie, odepchnąć od asfaltu, potem chce trochę spokoju, odpocząć. Jedne są żwawsze w mieście, inne (jak moje) bardziej stateczne, zaczynają frunąć dopiero na trasie, budząc się z drzemki powyżej 120 km/h.

Wciąż nie mogę się nadziwić ich duszom – jakie są różne, i jak swój styl narzucają kierowcom. Kierowca może ten styl ignorować, ale to nikomu nie wychodzi na dobre. Poszukiwanie tego stylu, poznawanie konkretnego samochodu jest jak odkrywanie nowego lądu. Za każdym razem, gdy wsiadałem do samochodu, który miał być lepszy od poprzedniego, odczuwałem w pierwszym momencie rozczarowanie. Auta trzeba się uczyć tak, jak współpracy z nowo poznanym człowiekiem. Układ auto-kierowca przypomina mi kontakty człowiek-człowiek, te bardziej bliskie, może nawet najbliższe.

PS. Jeszcze o oponach: bywają tak różne, jak Słońce i Księżyc. Najbardziej wypasione auto na kiepskich oponach jest niewiele warte, staje się niebezpieczne. Kiedyś nie miałem o tym pojęcia.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *