Napisałem w ostatnim wpisie, że wiara to „takie powolne, spokojne, uważne oczekiwanie, albo inaczej – niepozorna, ale potężna w swoim spokoju i nieuchronności siła, która pcha w stronę realizacji wiary.” Co prawda napisałem też o „mrówczej pracy”, ale stanowczo za mało napisałem.
Dziś odwiedziłem wystawę retrospektywną Grzegorza Rosińskiego, w krakowskim Muzeum Sztuki i Techniki Japońskiej – Manggha. Można zobaczyć prace Rosińskiego z czasów, gdy był jeszcze dzieckiem, aż do tych najnowszych. Dla tych, którzy czytali polskie komiksy wystarczy chyba wymienić Kapitana Żbika, Karskiego, czasopismo Relax, Yansa czy Thorgala.
Na czym polega mistrzostwo komiksu? Składają się na niego dialogi oraz akcja opowiedziana obrazkami. Mistrzostwo polega (mówiąc łopatologicznie) na takim doborze momentów akcji oraz graficznego sposobu ich przedstawienia, by wzbudzić w wyobraźni czytającego (czy raczej: oglądającego) wrażenie przeżywania tej akcji, bycia w jej centrum. Rosiński robi to fantastycznie… Trudno mi się teraz nad tym rozwodzić, należałoby pokazać konkretne przykłady. Niesamowite jest wrażenie, że biegnie się wraz z bohaterami, albo spada w przepaść, leci przez pustkę kosmiczną, stoi wobec ogromnego trolla. Serce bije szybciej, oczy pochłaniają kolejne obrazki, a przeciętny czytelnik nie ma pojęcia, w jaki sposób twórca wzbudza w nim te emocje – nie tylko samymi obrazkami, ale również ich ułożeniem wobec siebie na stronie, kolejnością, kształtem, umiejscowieniem dymków z tekstem… Nie wspomnę oczywiście o umiejętności samego rysowania – rysowania wszystkiego, co istnieje, jak również tego, co nie istnieje.
Natomiast na samej wystawie dech zaparł mi ogrom pracy Rosińskiego. Ten ogrom powala, nie można się od niego opędzić. Rosiński to maniak tego, co robi. Jest tym zupełnie pochłonięty, jakby nie istniało na świecie nic innego. Patrząc na dziesiątki, może i setki arkuszy perfekcyjnie rysowanych, w różnych stylach, na przestrzeni dziesięcioleci, nie sposób nie poczuć zazdrości i pomyśleć – może ja też mógłbym zrobić coś porządnie, przynajmniej od czasu do czasu 😉