Tekst, którego autorem jest Jarosław Makowski, opublikowany w Magazynie Gazety Wyborczej 24-25 marca 2012, poruszył mnie na tyle, że jego fragmenty chcę tutaj przytoczyć.
…katolicyzm otwarty jest "katolicyzmem słabym". Cóż w tym przypadku znaczy "słabość"? Ano to, że odrzuca się świadomie hierarchiczną władzę kościelną i polityczną. Że mówi się "nie" przywilejom i apanażom. Że wyrzeka się triumfalizmu. Że rezygnuje się z potępień.
…co powiedzieć o misji Jezusa, która kończy się przecież spektakularną klęską? Św. Paweł: "Moc w słabości się doskonali". I dlatego dla Jezusa nie tyle liczy się przemoc, co niemoc. Nie tyle władza, co służba. Nie tyle prawda, co miłość. Nie tyle sukces, co pokora. Nie tyle zwycięstwo, które oznaczać będzie triumf w oczach ludzi, co porażka, która będzie oznaczać zwycięstwo w oczach Boga.
I dlatego Kościół instytucjonalny boi się ja diabeł święconej wody "porażki" w znaczeniu, które nadał jej Jezus. Bo Kościół za wszelką cenę chce być po stronie tzw. zwycięzców, tu i teraz. Chce być po stronie tych, którzy tu i teraz mają rację. tu i teraz chcą praw i przywilejów, tu i teraz chcą cieszyć się uznaniem i prestiżem, tu i teraz pomnażają bogactwo. (…)
…Kościół dorósłby do Ewangelii, gdyby idąc za radą, jaką dał bogatemu młodzieńcowi Chrystus, pozbył się swojego bogactwa. Rozdał je biednym i poniżonym. Gdyby, co byłoby rzeczywistym skandalem w oczach świata, poniósł w sposób ostateczny "bankructwo". Przegrana Kościoła w oczach świata byłaby ostatecznym jego zwycięstwem w oczach Boga!
Powiecie, że to marzenia ściętej głowy? Jasne. Dlatego Kościół potrzebuje "słabych katolików", którzy po raz kolejny zaświadczą o wiarygodności przesłania ewangelicznego.
Świadkowie Jezusa z Nazaretu od początku stanowili "garstkę". I tak już zostanie. Niestety.
Fantastyczna analiza, myślę że te same mechanizmy pojawiają się, w różnym nasileniu, w każdej większej grupie chrześcijańskiej, która z czasem rozrasta się do rozmiarów, przy których "należy już" wprowadzić dodatkowe prawa regulujące, "zasady", "ograniczenia", "hierarchię" – a to wszystko w celu utrzymania tożsamości tej większej grupy. Odwieczna jest też tendencja wywyższania sobie widzialnego "przedstawiciela bożego", któremu można by oddawać pokłony. Widzialnej i usankcjonowanej segregacji – na tych lepszych, wyższych, bardziej świętych niż inni….