Zapach

Zapach schnącego błota to sprawia. Na naszym podwórku – nie pokrytym żadną nawierzchnią, tylko przed laty ojciec z wujkiem wysypali to jakimś żużlem czy czymś podobnym. Więc nie tonie się po kostki, ale i nie można przejść suchą stopą. Kluczymy więc, trochę bo chodniczku, trochę w lewo i trochę w prawo. I planujemy (wszyscy oprócz mnie), że kiedyś będzie tu beton, raczej nie kostka. Ale to plany takie tam.

Zapach sprawia to. To zapach, nic innego, odkryłem. Dopóki schnie, będzie ten zapach, potem gdy obudzi się trawa, będzie inny, a kiedy wreszcie ziemia wyschnie na proszek i przejazd byle dziecinnego rowerka wzbudzać będzie letnie tumany kurzu – zapach zmieni się znów.

Zapach byłby słabszy, gdyby podwórko wybetonować albo pokryć kostką. Na szczęście na kostkę nas nie stać, na beton może też nie, zresztą… Z błota wyszliśmy i w błoto prędzej czy później wpadniemy, co reszta to tylko złuda chwilowa i przyjemność przejściowa. A zapach zdaje się wieczny, jak uczucie – jak miłość, dajmy na to.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *